18. Joyeux Noël

436 85 121
                                    

Dochodziła północ. Niezmąconą ciszę zakłócał tylko wiatr, który hulał między kolumnami i arkadami starego dziedzińca. Zamarznięty śnieg zwisał z parapetów, a na powierzchni szyb pojawiły się lekkie oblodzenia. Mróz co prawda trochę zelżał, ale zima wciąż nie odpuszczała. W pokoju studentów jak zawsze panował chłód. Jimin spał głęboko, opatulony kołdrą i dwoma puchatymi kocami. Na jego twarzy gościł spokój. Seokjin leżał na brzuchu z głową wtuloną w poduszkę, od czasu do czasu szczękając zębami. Pomięta pościel kłębiła się na podłodze, zahaczając o graty, które do tej pory zalegały pod łóżkiem. Nagle brunet wybudził się ze snu i w oszołomieniu przysiadł na posłaniu. Szybkim ruchem otarł zaspane powieki, po czym zeskoczył z legowiska. Włączył lampkę, wyjął z szuflady modlitewnik, a następnie otworzył go na 60 stronie. Po chwili podszedł do okna, uchylił jedną z kwater i machinalnie wyjrzał na zewnątrz. Kiedy już zaczerpnął świeżego powietrza, ponownie sięgnął po książeczkę i przycupnął z nią na chłodnej posadzce.

— Mmm... — wybełkotał w sobie tylko znanym języku.

Park poruszył się nieznacznie, czując na policzkach lodowate podmuchy wiatru. Wkrótce potem z wysiłkiem otwarł oczy i ledwo przytomny wsparł się na rękach.

— Co jest... — stęknął niewyraźnie, wpatrując się w nieruchomą sylwetkę swojego współlokatora.

Jin ani drgnął. Ubrany w pasiastą piżamę zastygł w pozie lotosu, wciąż wydając z siebie dziwaczne pomruki.

Blondyn spoglądał na niego z szeroko otwartymi ustami, a kiedy wreszcie otrząsnął się z szoku, poczuł narastający gniew. Niewiele myśląc, wyleciał spod kołdry i trzęsąc się z zimna, z hukiem zamknął okno.

— Co ty wyprawiasz?! — krzyknął, znajdując się u kresu wytrzymałości nerwowej.

Seokjin przeniósł spojrzenie na kolegę i odparł z bezlitosnym opanowaniem:

— Wyluzuj, pieszczoszku. Nie tylko ty lubisz sobie świadczyć małe przyjemności późną porą.

— Słucham?!

— Widzisz, są ludzie, którzy lubią wkładać palce w tyłek, są tacy, którzy czerpią rozrywkę z obracania swojego...

— Stop! — wciął się rozdrażniony Park. — Skończ z tymi bredniami! — jęknął ze złością i zrezygnowany opadł na pościel. Miał już serdecznie dość tego dziwaka. Odkąd brunet przekroczył próg sypialni, bezczelnie zakłócał jego spokój i równowagę.

Jin wstał z godnością, otrzepał kolana z paprochów i westchnął przeciągle. Zaraz potem podszedł do łóżka, rozchylił nabożnie jedną z pierzyn, ale wtedy właśnie przypomniał sobie o modlitewniku. Chłopak cofnął się w głąb pokoju, podniósł z podłogi ukochaną książkę, a później ruszył w stronę biurka. Nagle jednak potknął się o walizkę i z wielkim hukiem runął na posłanie Jimina.

— O kurwa, Józefie Święty! — wrzasnął blondyn w przerażeniu, zrywając się na równe nogi. Serce łomotało mu w piersi tak mocno, że omal nie zszedł na zawał.

Seokjin niezgrabnie wygramolił się spod poduszek i oznajmił z lekkim zakłopotaniem:

— Zaklinam się na wszystkie świętości, że to nie był wstęp do żadnych miłosnych igraszek!

Park rozkaszlał się na dobre, wciąż nie dowierzając w swoje nieszczęście. Gdy w końcu doszedł do siebie, spojrzał na czarnowłosego przelotnie i przez moment zaczął się nad czymś intensywnie zastanawiać. Jin może i wyglądał na istotę z tego świata, lecz pod wieloma względami bliżej mu było do kosmity niż człowieka.

Ivre de musique | YoonminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz