24. Anxiété

398 91 135
                                    

Jimin siedział samotnie przy jednym ze stolików. W tle grała muzyka, którą zakłócał gwar znajdujących się na sali gości. Stłumione światło rozmywało kontury i odbijało się mętnie w szklanej zastawie. Chłopak objął rękami kolana i zamyślony rozejrzał się po otoczeniu. Pomieszczenie było ogromne. Rzędy ław wypełniały niemal całą przestrzeń, a z dużych, kwadratowych okien rozciągał się widok na ogród północny — teraz skryty w mroku. W powietrzu unosiła się woń słodkich perfum. Park westchnął i ukrył twarz w dłoniach. Odczuwał  pustkę, bezsens i gorycz porażki. Wygrał, ale i tak nie zyskał w oczach Yoona żadnej wartości. Nie nadążał już za swoim pokrętnym tokiem rozumowania. Powinien iść za przykładem przyjaciół i oblewać sukces, a nie zadręczać się myślami. Tym bardziej, że wieczór zapowiadał się naprawdę przyjemnie. Otrzymał mnóstwo pochwał, gratulacji, rozmawiał nawet z kilkoma ważnymi osobami, które z podziwem wyrażały się o jego występie. Wielu z nich odebrało ten pokaz jako manifest i kryło się w tym sporo racji.

Blondyn sprawiał wrażenie szalonego, ale nie działał bez wyraźnego celu. Z jednej strony sprzeciwiał się skostniałemu systemowi, z drugiej walczył o siebie. Był indywidualistą. Uczelnia natomiast podcinała mu skrzydła, wpajając stare, anachroniczne zasady, które miały uczynić z niego człowieka wykształconego, lecz bez przerostu inteligencji. Na szczęście w tym zamkniętym kręgu znalazł się jednak ktoś postępowy, kto dostrzegł w nim potencjał i tę przemożną chęć zachowania własnej odrębności. Nastolatek domyślał się, że większość nauczycieli nie pochwalała jego występków, mimo to nie załamywał się — zyskał przychylność paryskiej socjety, mógł więc cieszyć się pewnego rodzaju parasolem ochronnym.

— Wyglądasz jak stara ciotka z urojeniami, która sieje postrach na rodzinnych uroczystościach — oświadczył Jin, spoglądając na przygnębionego współlokatora.

— Dałbyś spokój — zganił go Namjoon, niosąc dwa kolorowe drinki.

— Mówię, jak jest. Ma taką minę, że odstrasza nawet podstarzałe baby o wątpliwej urodzie.

Nam westchnął i siadając obok Parka, wręczył mu trunek. Jasnowłosy uśmiechnął się w podzięce, ale odmownie pokręcił głową.

— Na pewno? — zapytał wyższy.

— Yhymn.

— No nie, odmawia procentów! — krzyknął Seokjin, dziwiąc się nastrojowi kompana. — To przecież idealna okazja, żeby po męsku obalić szklaneczkę! — dodał oburzony, przy okazji pożądliwie zaglądając do swojego kieliszka.

Namjoon wywrócił oczami, po czym zwrócił się w kierunku bruneta:

— Tamta kelnerka non stop ci się przygląda. Chyba powinieneś coś z tym zrobić.

— Która?! — drążył czarnowłosy, z zaciekawieniem rozglądając się po sali. — O kurwa, dorodna... to znaczy, wydaje się być miła. Ekhem, zostawię was — mówiąc to, wygładził garnitur, zaczesał włosy na bok i ruszył w kierunku dziewczyny.

Nam odprowadził go wzrokiem, ale już po chwili odwrócił się w stronę przyjaciela. Dostrzegając jego nienaturalny spokój, odezwał się ściszonym głosem:

— To przez niego, prawda?

Jimin przygryzł wargę i spuścił głowę. Był rozgoryczonym swoim zachowaniem. Zamiast cieszyć się z wygranej, siedział jak na stypie, uciekając przed wszystkimi dookoła. Pod tym względem musiał przyznać Jinowi rację.

— Nie rozumiem twoich wyborów — przyznał otwarcie Namjoon, po raz kolejny przerywając ciszę. — Nie oczekuj od niego aprobaty. To facet, który więcej uwagi poświęca swoim rękawiczkom niż drugiemu człowiekowi.

Ivre de musique | YoonminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz