16. Mourir

441 86 78
                                    

Kochani, na wstępie ważne info!

1. Ten rozdział jest w pewien sposób przełomowy; pozwala zrozumieć zachowania i motywacje niektórych bohaterów. To także trwały zwrot w samej historii. Jeżeli już decydujecie się na lekturkę, proszę, przeczytajcie od początku do końca. Gwarantuję, że ostatnia część zrekompensuje Wam to, co wydarzyło się po drodze.

2. Pisząc, inspirowałam się nowym kawałkiem Dawida Podsiadły — „Mori". W tekście pojawiają się fragmenty (oznaczone gwiazdką), które bezpośrednio nawiązują do słów tej piosenki. Jeżeli chcecie i macie taką możliwość, odsłuchajcie całość, a nie pożałujecie. Fabuła uderza wtedy dwa razy mocniej.

3. Po raz pierwszy przy pisaniu zakręciła mi się łezka w oku. Wiem, że nie wszystkie rozwiązania mogą przypaść Wam do gustu, ale chociaż doceńcie gorzki posmak tych scen.

4. Mourir (z fr. umierać). Rozdział zawiera wrażliwe treści, więc biję na alarm i zawczasu ostrzegam!

••.•'¯'•.••

Jimin opierał się o barierkę i pod osłoną ciemności spoglądał z zachwytem na opustoszały krajobraz przed sobą. Noc była mroźna. Okoliczne pola pokrywała biel, a na gzymsach i krużgankach wciąż połyskiwały skrzące drobinki śniegu. Powietrze zdawało się jeszcze czystsze niż zazwyczaj. Chłopak zadrżał z zimna, ale nie wszedł do środka. Po wyjściu od Yoongiego udał się prosto do głównej sali i uchyliwszy tylne okno tarasowe, wydostał się na balkon. Chciał pobyć w spokoju z dala od wścibskich spojrzeń studentów. Blondyn uśmiechnął się przelotnie i rozmarzony przejechał ręką po ośnieżonej balustradzie. Czuł się dziwnie. Jakiś nieznany lęk ogarnął jego ciało, z minuty na minutę zyskując na sile. Na myśl o pianiście dostawał gorączki, która objawiała się dreszczami i przyspieszonym biciem serca. Czego tak naprawdę pragnął? Nie wiedział albo wolał nie zagłębiać się w swój spaczony umysł.

Park ziewnął i przymknął powieki, delektując się chłodnymi muśnięciami wiatru. Od tyłu przypominał filigranową laleczkę — słodką, niewinną i niepokojąco piękną.

— Wyglądasz jak ktoś, kto chce uciec przed samym sobą — zauważył Taehyung, okrywając plecy studenta miękkim, kaszmirowym swetrem.

— Raczej jak ktoś, kto zatracił się w błędnym kole autorefleksji — oznajmił Jimin, wtulając się rozkosznie w delikatny materiał.

Tae przystanął obok, zerkając mimochodem na okoliczny krajobraz, który spowijały już gęste ciemności. Po chwili odwrócił się w stronę niższego i wyznał z wahaniem:

— Mówią, że jesteś walnięty i niezrównoważony, a moim zdaniem... wyjątkowy.

— A co, jeżeli inni mają rację?

— To by oznaczało tylko jedno — zaczął szatyn, wbijając szklany wzrok w swojego rozmówcę.

— Hm? — zachęcił go Park, patrząc mu w oczy z niezwykłą intensywnością.

— Że to ja jestem zaślepiony.

— A jesteś?

Taehyung uciekł spojrzeniem i na moment spuścił głowę. Między nimi zapanowała głucha cisza. Tylko grudniowy wiatr hulał w narożnikach, szumiąc pośród ośnieżonych drzew i krzewów.

— Żenię się za pół roku — zakomunikował znienacka, ignorując wcześniejsze pytanie.

Blondyn zwrócił się ku niemu, lecz nie widząc nic poza rozmytym, niewyraźnym konturem, po raz kolejny przeniósł uwagę na rozległy dziedziniec.

Ivre de musique | YoonminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz