Właśnie zbliżał się dzień wielkiego spektaklu. Jimin liczył się z przegraną, mimo to wciąż usilnie wierzył w cud. Napędzały go nie tylko dziecięce marzenia o karierze scenicznej, ale coś znacznie więcej. Miał wrażenie, jakby od tego zwycięstwa zależało jego życie i po części rzeczywiście tak było. Musiał wydostać się spod jarzma swojego stryja. Ta toksyczna relacja odcisnęła na nim bolesne piętno. Nie dość, że u większości napotkanych mężczyzn upatrywał kogoś na wzór ojca, to jeszcze doszukiwał się w nich cech, które skrycie podziwiał u Hyuna. Nienawidził siebie za to. Co gorsza, sam też wymykał się standardom. Przeżywał wszystko ostrzej, bardziej, intensywniej. Zawsze odstawał od swoich rówieśników. Drobna postura, kobiece kształty i te pełne, sporo za duże usta — samo to powodowało, że chłopcy spoglądali na niego inaczej. Jego zachowanie także odbiegało od norm. Kiedy inni woleli latać po boisku, on przesiadywał na sali gimnastycznej, z gracją kołysząc się w rytm wymyślonej muzyki. Do tej pory pamiętał, jak uczniowie siłą wepchali go do łazienki, by sprawdzić, co ma w spodniach. Czuł, że już wtedy przyglądali mu się z pewną dozą obrzydzenia i fascynacji. Niewiele się do teraz zmieniło. Jako pełnoletni wciąż budził konsternację, z tą jednak różnicą, że nauczył się to sprytnie wykorzystywać.
Jimin nie miał problemów z samoakceptacją. Wręcz przeciwnie, pogodził się ze swoją androgeniczną naturą. Posiadał w sobie mnóstwo delikatności, którą maskował ciętym językiem i nadmierną pewnością siebie. Wiedział, jak siać zamęt. Może i nie odznaczał się „męską" aparycją, ale za to umiał odbierać innym zdolność logicznego myślenia. Z premedytacją podkreślał własne atuty, by potem z zaciekawieniem obserwować zakłopotane reakcje mężczyzn. Wyglądał dobrze — jak mieszanka chłopca z lolitką. Był drobny, lecz niepozbawiony krągłych kształtów. Gdy się uśmiechał, jego twarz nabierała jeszcze więcej subtelności i uroku. Czy uważał się za „odmieńca"? Nie, po prostu uwielbiał stawiać się w roli pasywa.
— Gotowy? — usłyszał za sobą głos współlokatora.
Park naciągnął na włosy czerwony berecik i odwrócił się do tyłu.
— Tak.
— Widzę, że bardzo chcesz ściągnąć na nas problemy — skwitował Seokjin, krytycznym okiem spoglądając na jego ubiór. — Nie mógłbyś wybrać czegoś skromniejszego?
— Sutannę zostawiłem w zakrystii, kiedy bawiłem się figurką...
— Bardzo zabawne — przerwał mu oburzony Jin, z niesmakiem kręcąc głową.
Jimin uśmiechnął się pod nosem. Sięgnął po skórzane rękawiczki i skierował się prosto do wyjścia.
— Pamiętaj, nie zabieram cię po to, żeby wysłuchiwać twojego biadolenia przez całą drogę — ostrzegł w progu.
— To po co właściwie?
— Bo jesteś pod ręką.
— Bez względu na to, czy postradałeś rozum, czy nie, zamierzam służyć ci radą — oświadczył z powagą Seokjin, prostując się z wysiłkiem. — Jak mawiał święty Hieronim...
— Chodźmy już — wciął się Park, wznosząc oczy ku górze. Przyzwyczaił się do obecności chłopaka i jego irytującego sposobu bycia. Co prawda wciąż zdarzyło mu się popadać w lekkie rozdrażnienie podczas ich wspólnych rozmów, ale starał się nie oceniać go zbyt surowo. Jin miał swój świat i podobnie jak on — kochał własną odmienność. To wystarczyło, by Jimin spojrzał na niego łaskawszym okiem.
— Marry udzieliła ci zgody na wyjście? — zapytał wyższy, majstrując kluczem przy drzwiach.
— Tak jakby.
CZYTASZ
Ivre de musique | Yoonmin
FanfictionBo uczucia i konflikty rodzą się tam, gdzie w grę wchodzi muzyka. Jimin nie gardzi efektem. Lubi mocne wejścia, dramatyczne gesty i dwuznaczności. Gdy dołącza do Ecole De Musique de Paris, najlepszej uczelni muzycznej w Paryżu, budzi poruszenie, zg...