Mój tryb życia mnie wykańczał. Naprawdę, ledwo się trzymałam. Ale nie było mowy, żebym cokolwiek zmieniła. Nie miałam odwagi, żeby cokolwiek zmienić.
Musiałabym z czegoś zrezygnować.
Najrozsądniej byłoby rzucić studia – wiem, mogłoby to być dość odważne posunięcie, ale nie było nikogo, kto mógłby mnie za to oceniać. Żadnej rodziny, przyjaciół. Nikogo. A jednak nie przekonywało mnie nawet to – wciąż uparcie trwałam w tym beznadziejnym systemie, licząc chyba jedynie na to, że uczelnia sama zadecyduje o moim wydaleniu. Póki co nie było na to szans.
Znowu taki sam dzień, znowu ten sam schemat. Długa noc, szybki poranek, uczelnia. Przynajmniej wrzesień się już skończył.
Przeciskałam się przez zatłoczony korytarz mojego wydziału, próbując nie upuścić stosu książek, które trzymałam w rękach. Wcześniej w końcu udało mi się znaleźć bibliotekę na jednej z przerw.
Piękny obrazek wzorowej studentki – pomijając fakt, że byłam już spóźniona na zajęcia. Chwała Bogu za kwadrans studencki.
Zastanawiałam się zirytowana, skąd tyle studentów na korytarzach. Zajęcia już się zaczęły, powinno być tam puściutko. Ale nie, akurat jak byłam mocno spóźniona, wszechświat postanowił podłożyć mi kolejną kłodę pod nogi. Biednemu zawsze wiatr w oczy.
Wzrok wbijałam w podłogę, żeby przypadkiem nie potknąć się w tym tłumie. Ale zdecydowanie nie był to mój dzień. Byłam już prawie przy odpowiednich drzwiach, naprawdę, brakowało mi paru metrów, kiedy poczułam szturchnięcie w ramię i wszystko co trzymałam w rękach, rozsypało się dookoła mnie. Przynajmniej ja wciąż stałam na nogach, a nie leżałam na podłodze z tymi wszystkim książkami. To dopiero byłaby scena jak z komedii romantycznej.
Obejrzałam się przez ramię, jeszcze bardziej podirytowana, licząc, że zobaczę sprawcę tego całego bałaganu. Jednak nie napotkałam wzroku przystojnego bruneta, który powinien rzucić mi się na ratunek, a później się we mnie zakochać. Nawiązałam za to kontakt wzrokowy z blondynką o uroczej buzi. Zmarszczyłam brwi, bo wydała mi się znajoma. Oddalała się, zerkając na mnie przez ramię i mówiła coś do chłopaka, który szedł obok niej.
W momencie, w którym przeniosłam na niego swoje spojrzenie, odwrócił się w moim kierunku. Zmarszczyłam brwi jeszcze bardziej, bo on też wydał mi się znajomy. Dziwnie znajomy. Uśmiechnął się do mnie krzywo, patrząc mi prosto w oczy, jakby też mnie rozpoznawał. Po chwili jednak oboje zniknęli w tłumie.
Trwało to dosłownie kilka sekund, ale porządnie mnie zdezorientowało. To była dziwna akcja. Otrząsnęłam się jednak i w końcu zaczęłam zbierać ten bałagan z podłogi.
– Wszystko w porządku?
Odwróciłam się w kierunku nowego głosu, który chyba był skierowany do mnie. Moim wybawicielem okazała się dziewczyna. No cóż. Ona też wyglądała znajomo, ale tym razem wiedziałam skąd ją znam – chodziłyśmy razem na niektóre zajęcia.
– Anastasia, prawda? – zapytała, klękając obok mnie, żeby pomóc mi pozbierać książki. Oddałabym wszystko, żeby wtedy pamiętać jej imię. Niestety...
– Tak, w porządku. Ktoś musiał mnie niechcący szturchnąć – uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością. Kiedy się na nią patrzyło, widziało się tylko burzę rudych loków. Wyglądała jak elf.
– Taak, widziałam. Znasz się z Michelle? – rzuciła mi zaciekawione spojrzenie. – Wyglądało, jakby zrobiła to specjalnie.
– Michelle to ta blondynka? – dziewczyna pokiwała twierdząco głową. – Nie, raczej się nie znamy – wzruszyłam ramionami, zbierając ostatnie książki z podłogi.

CZYTASZ
chamber of reflection
Romance- Zasugerowałaś właśnie, że się we mnie zakochasz. - Nie. Zasugerowałam, że ty zakochasz się we mnie.