Weszliśmy do pustego domu, nie odzywając się do siebie. I wcale mi to nie przeszkadzało. Liczyło się tylko to, że Vincent wciąż trzymał moją dłoń.
Panująca pomiędzy nami atmosfera była... dziwna. Trudno mi było ją jednoznacznie określić. Z jednej strony unoszące się w powietrzu napięcie było niemal namacalne. Z drugiej – czułam, że otacza nas spokój i równowaga. A przynajmniej mnie.
Paradoks.
Tej nocy wyrzuciłam z siebie wszystkie dręczące mnie od miesięcy koszmary. Ba, od lat! Wszystko, co do tej pory w sobie tłamsiłam. Wszystko, co nie pozwalało mi normalnie funkcjonować.
Nie oznaczało to, że całkowicie się ich pozbyłam. Nie oznaczało to nawet, że pozbyłam się ich w jakimkolwiek stopniu. Ale przynajmniej przyznałam się do ich istnienia. Sama przed sobą.
I nie tylko przed sobą.
Nie zdawałam sobie sprawy, jakie to jest wyczerpujące. Mówienie o swoich najgłębiej skrywanych emocjach. Mówienie o sobie w ogóle. Ta ciągła walka, żeby twój głos się załamał. Żeby kończyć zdanie po zdaniu, bez rozpadnięcia się po drodze.
Byłam zmęczona. Prawdziwie wyczerpana.
Ale nie śpiąca
– Herbaty? – zapytał Vincent, zapalając mijane w drodze do kuchni lampki.
– Nie za późno na to? – zdziwiłam się, zdejmując buty.
Tak naprawdę to nie miałam pojęcia, która była godzina. Zupełnie straciłam rachubę czasu.
– Nigdy nie jest za późno na herbatę. Ale jeśli nie masz ochoty, to mogę ci ewentualnie zaproponować piżamę.
Lekko uniosłam brwi.
Ten to miał tupet.
– Jesteś przekonany, że zostanę na noc, co? – zapytałam rozbawiona, wchodząc w głąb salonu.
– A mamy udawać, że wcale tak nie będzie?
Nawet nie obrócił się w moją stronę, kiedy to mówił. Parsknęłam śmiechem.
– Poproszę tę herbatę.
Rozsiadłam się na kanapie w salonie, podwijając pod siebie jedną nogę. Z tego miejsca miałam idealny widok na mężczyznę krzątającego się po kuchni. W międzyczasie udało mu się także rozpalić w kominku, przez co salon wypełniła przytulna poświata ognia. Normalnie człowiek orkiestra.
Tego wieczoru wszystko poszło nie tak. Ściągnęłam go do kawiarni, żeby powiedzieć mu, że nie chcę się w to angażować, a skończyłam... w jego domu, czekając aż w środku nocy zrobi mi herbatę. Jednak w tamtej chwili myślałam jedynie o tym, że mogłabym przywyknąć do obserwowania tej jego niemalże rytualnej krzątaniny. Nawet w środku nocy.
I tak, miałam nadzieję, że zostanę na noc.
Jego obecność działała na mnie kojąco, a ja nie chciałam już dłużej z tym walczyć. Oficjalnie przegrałam.
Vincent postawił na stoliku kawowym dwa duże kubki i usiadł na drugim końcu kanapy. Całe lata świetlne ode mnie. Z mojej perspektywy wydawało się to być okropnie daleko.
Przełknęłam ślinę. Sięgnęłam po parujący napój, żeby zająć czymś ręce. A on mi się przyglądał.
– Czy... nasza wcześniejsza rozmowa... cokolwiek pomiędzy nami zmienia? – zapytałam niepewnie.
Mężczyzna miał poważną minę.
– Tak. – Pokiwał w zamyśleniu głową, sięgając po drugi kubek.
CZYTASZ
chamber of reflection
Romansa- Zasugerowałaś właśnie, że się we mnie zakochasz. - Nie. Zasugerowałam, że ty zakochasz się we mnie.