– No dobra, jaki jest plan awaryjny?
Głos Nicolasa przerwał panującą w pomieszczeniu ciszę. Jednak nikt się nie kwapił, żeby mu odpowiedzieć.
– Poszukam świeczek – wymamrotała Delilah.
Gdzieś za mną rozbłysło słabe światło, które odrobinę rozproszyło panujący mrok. Ktoś musiał zapalić latarkę – pewnie w telefonie.
– Pierwsza szafka od okna. Druga szuflada.
Cichy głos Vincenta sprawił, że przeszedł mnie dreszcz.
Matko, jaki on był... wściekły.
Światło oddaliło się, a po chwili pomieszczenie wypełniły głuche odgłosy przeszukiwania szuflad.
– Ktoś ma zamiar zadzwonić do serwisu, żeby naprawili tę pieprzoną windę? – Nicolas powoli zaczynał tracić cierpliwość.
Ups.
Tym razem odpowiedziało mu szydercze parsknięcie. Victor.
– Cało miasto jest odcięte od prądu, geniuszu. Myślisz, że ktoś przejmie się bezużyteczną windą, która prowadzi tylko do jednego mieszkania? Poza tym jest wieczór przedświąteczny. Jak sądzisz, ile pracowników jest teraz na służbie, co?
Miałam wrażenie, że słyszę zgrzyt zębów Nicolasa. Albo to tylko moja wyobraźnia...
– Czeka na mnie samolot.
– Samoloty nie latają – wtrącił Xavier. – Widziałeś, co się dzisiaj dzieje na zewnątrz?
W tej samej chwili silny podmuch wiatru uderzył w szyby rozciągające się na całej długości pomieszczenia. Duże krople deszczu z zatrważającą częstotliwością odbijały się od szkła, wywołując jego drżenie. Huk był przy tym niewyobrażalny.
Zupełnie jakby pogoda chciała za wszelką cenę wesprzeć Xaviera, potwierdzając jego słowa.
– To, że twój lot został odwołany, nie oznacza, że mój również – warknął nieprzyjemnie mężczyzna.
Kącik moich ust mimowolnie uniósł się w górę. Ironicznie.
Bardzo dobrze znałam ten ton głosu. Ton głosu osoby, która czuła się lepsza od swojego rozmówcy. Aż rzygać się chciało.
W myślach dziękowałam Bogu, że w pomieszczeniu wciąż panował mrok, przez który nikt nie mógł dostrzec mojej twarzy.
– Idę zadzwonić – rzucił Nicolas i wyszedł na korytarz, zatrzaskując za sobą drzwi.
Krzyżyk na drogę.
– Typ jest trochę przewrażliwiony, nie uważacie? – wymamrotał skołowany Xavier.
Zrobiło mi się szkoda chłopaka. Nie wiedział jeszcze, z kim miał do czynienia. Nie wiedział, w co go wpakowałyśmy.
W tej samej chwili twarze zebranych oświetliła latarka, która powróciła z kuchni. Razem z nią wróciła także Delilah.
– Kto ma zapalniczkę? – zapytała dziewczyna. – Przyznać się, nałogowcy.
Światło latarki gwałtownie skakało od osoby do osoby. Przypominało to przesłuchanie.
Nikt jednak nie zareagował. Nawet Alexander, chociaż byłam przekonana, że miał przy sobie ogień. Najwidoczniej nie chciał wchodzić w żadną interakcję ze swoją byłą dziewczyną.
– No dajcież spokój – żachnęła się dziewczyna.
I wtedy poruszył się Vincent. Wyjął z kieszeni szarych dresów paczkę papierosów, otworzył ją i wyciągnął zapaliczkę.
CZYTASZ
chamber of reflection
Romance- Zasugerowałaś właśnie, że się we mnie zakochasz. - Nie. Zasugerowałam, że ty zakochasz się we mnie.