14.Kto ci to zrobił, Anastasio?

2.4K 83 174
                                    

Czy po spektakularnym ujawnieniu mojej tożsamości wróciłam do monotonnej codzienności?

Nie. Ale robiłam wszystko, żeby tak się stało.

Chodziłam na zajęcia, pracowałam, spędzałam wolny czas z Del i Gabby. To pozostało w normie.

Jednak nagła cisza ze strony Nicolasa nieco mnie niepokoiła. Tak samo było z Vincentem. Zupełnie jakby rozpłynęli się w powietrzu.

Nie tego spodziewałam się po groźbach pierwszego z nich i ostrych słowach drugiego. Już sama nie wiedziałam, czy wolałam mieć ich cały czas na karku, ale przynajmniej wiedzieć, gdzie się znajdują, czy raczej żyć w ciągłym stresie, ale bez konieczności przebywania w ich towarzystwie.

Chociaż w sumie i tak nie miałam na to żadnego wpływu. Byłam na ich łasce.

Sama nie próbowałam się z nimi kontaktować. Z pierwszym naprawdę nie chciałam mieć już nic wspólnego, a drugiego chyba po prostu się bałam. Słowa, którymi ostatnim razem rzucił mi w twarz, wciąż siedziały w mojej głowie.

Rzeczywiście jesteśmy dla siebie obcymi ludźmi.

Wciąż bolało, ale doceniałam to subtelne nawiązanie do naszej relacji.

Jednym z niewielu pozytywów ostatnich dni było to, że ludzie przestali zwracać na mnie uwagę na uczelni. A przynajmniej nie było to już takie ostentacyjne jak wcześniej

Plotki o mnie i o Vincencie zastąpiły nowe gorące tematy, przez co nasz domniemany romans umarł śmiercią naturalną.

Tak właśnie wyglądała uczelniana rzeczywistość. Nic się nie zmieniło od czasów podstawówki.

A tak przynajmniej myślałam do momentu, w którym znajomo wyglądający blondyn w towarzystwie równie znajomo wyglądających kolegów zastąpił mi drogę na korytarzu, kiedy biegłam na zajęcia. Znowu.

Wyglądał znajomo właśnie dlatego, że już kiedyś zrobił coś takiego. Na dziedzińcu, tuż po tej jednej nieszczęsnej imprezie. Wtedy również spieszyłam się na zajęcia, a on otaczał się grupką znajomych.

Cudownie.

Nie miałam wyboru. Musiałam się zatrzymać i wyjąć jedną słuchawkę z ucha.

Było mi trochę głupio, że wciąż nie wiedziałam, jak miał na imię.

– Nasza słodka Ana. Gdzie się podziewałaś? Od kilku dni próbujemy cię złapać.

Chłopak przyglądał mi się z założonymi rękami i niepokojącym uśmiechem na ustach. Miał na sobie bejsbolówkę, co już samo w sobie mnie od niego odstraszało.

Zmarszczyłam brwi, bo jego słowa brzmiały jak stek bzdur.

Przecież codziennie chodziłam na tę zasraną uczelnię. Ślepota nie boli.

Udawałam, że cała ta sytuacja wcale nie wywoływała we mnie złego przeczucia. Bo gdybym nagle zaczęła wołać o pomoc i uciekać, to wyszłabym na chorą psychicznie.

Dlatego jedynie schowałam słuchawki do torby i wymuszenie się uśmiechnęłam.

– To dziwne, musieliśmy się po prostu gdzieś mijać w ciągu dnia. Potrzebujecie czegoś ode mnie?

Krok, który blondyn zrobił w moją stronę sprawił, że serce zaczęło mi bić szybciej.

– Tak. Tak się składa, że potrzebujmy.

Przyglądałam mu się w bezruchu, zaciskając palce na pasku lnianej torby. Zastanawiałam się, czy wyglądałam na przerażoną, czy z mojej twarzy jak zwykle nie dało się nic wyczytać.

chamber of reflectionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz