Kolejna bezsenna noc. Już chyba wolałam przesypiać pół dnia.
Co prawda cały czas chodziłam wtedy otępiała, jakbym wzięła garść tabletek na uspokojenie, ale przynajmniej mogłam odpocząć od własnych myśli. Teraz nie miałam tego luksusu.
Każda noc wyglądała tak samo. Kładłam się do łóżka grubo po północy, gdzie czytałam kilka rozdziałów książki z nadzieją, że pomoże mi się to odprężyć. Nie pomagało. Dlatego kiedy gasiłam już światło, włączałam na słuchawkach uspokajające dźwięki. Najczęściej były to odgłosy deszczu lub burzy. I dopiero to po jakimś czasie wprowadzało mnie w stan półsnu.
Wiedziałam wtedy, że jestem o krok od zaśnięcia, ale jednak wciąż zachowywałam świadomość. Czuwałam.
Taki stan mimo wszystko pozwalał mi trochę odpocząć. A przynajmniej tak sobie wmawiałam.
Dlatego kiedy pewnej nocy moja rutyna została przerwana przez gwałtowne pukanie do drzwi, przez chwilę myślałam, że śnię. Że w końcu mi się udało. Takie to była dla mnie abstrakcyjne. Ale kiedy natarczywy dźwięk nie ustawał, musiałam w końcu wrócić do rzeczywistości.
Podniosłam się na łokciu i wyjęłam słuchawki z uszu, sprawdzając przy okazji godzinę. Było po trzeciej.
Zdezorientowana zapaliłam lampkę stojącą na szafce nocnej i niepewnie podeszłam do drzwi wejściowych. Coś było nie tak. Popatrzyłam przez wizjer, przeczesując przy okazji skołtunione włosy palcami.
Vincent. Nie wiedziałam, czy poczułam zdziwienie czy ulgę.
Odrobinę uchyliłam drzwi, nagle w pełni świadoma, że mam na sobie jedynie męską koszulkę sięgającą mi do kolan, majtki i grube zimowe skarpetki. Ale było już za późno na przebieranie się.
Mężczyzna gwałtownie uniósł na mnie wzrok, kiedy tylko usłyszał skrzypienie drzwi. Wyglądał na zdenerwowanego. Ale nie złego czy wkurzonego. Był roztrzęsiony, o czym świadczył jego rozbiegany wzrok i nerwowe ruchy.
Zdziwiło mnie, że miał na sobie garnitur. W końcu był środek nocy. Coś musiało być grubo nie tak.
– Anastasia – powiedział z wyraźną ulgą, opierając dłonie na framudze drzwi. – Wiem, że jest późno, a pomiędzy nami nie jest ostatnio najlepiej, ale... – zawahał się na chwilę i rozejrzał niespokojnie po pustym korytarzu. – Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? – zapytał nagle, przeszywając mnie intensywnym spojrzeniem. – Kiedy zatrzasnęłaś drzwi do mieszkania, a ja przyniosłem ci zapasowe klucze?
Zdezorientowana skinęłam głową. Oczywiście, że pamiętałam. Od tego dnia wszystko zaczęło się powoli układać, tylko po to, żeby po jakimś czasie znowu się rozsypać.
– Powiedziałaś wtedy, że gdybym czegoś potrzebował, to wiem, gdzie mieszkasz – kontynuował napiętym głosem. – Teraz czegoś potrzebuję – dodał z naciskiem. – Mogę wejść?
Próbowałam znaleźć jakikolwiek sens w jego słowach i zachowaniu, ale nie byłam w stanie. Nie miałam siły na myślenie. Dlatego po prostu się poddałam. Bo rzeczywiście powiedziałam mu kiedyś, że może szukać u mnie pomocy. Przysługa za przysługę.
Zrezygnowana uchyliłam szerzej drzwi, a on nie wahał się ani chwili. Wszedł do środka i cicho je za sobą zamknął. Zaraz po tym wyminął mnie bez słowa i podszedł do szafki nocnej, gdzie wyłączył święcącą lamkę. Zapanowała całkowita ciemność.
Dopóki mogłam, przyglądałam się jego poczynaniom z lekko zmarszczonymi brwiami, wciąż stojąc przy drzwiach. Później już nie mogłam, bo nic nie widziałam. Tylko czerń.
CZYTASZ
chamber of reflection
Romance- Zasugerowałaś właśnie, że się we mnie zakochasz. - Nie. Zasugerowałam, że ty zakochasz się we mnie.