– Dlaczego jesteś nieszczęśliwa? – zapytałam łamiącym się głosem, patrząc dziewczynie przede mną prosto w oczy.
Ciszę, która po moim pytaniu zapadła w pomieszczeniu, przerywał jedynie jej płytki oddech.
Przez dłuższą chwilę przyglądałam się mizernemu obrazowi, jaki sobą prezentowała. Zmęczona blada twarz, smutne szare oczy, opadnięte kąciki ust. Jasne włosy miała byle jak spięte, a pojedyncze kosmyki opadały jej na twarz. Za duże ubrania wisiały na jej drobnym ciele.
– Dlaczego?! – zapytałam bardziej natarczywie, zaciskając dłonie na ramie lustra. Wciąż uparcie wpatrywałam się we własne odbicie.
Nie znałam odpowiedzi na swoje pytanie. Wiedziałam jedynie, że czułam się okropnie sama ze swoimi myślami. Znowu.
Pociągnęłam nosem i oparłam czoło o taflę szkła, przymykając powieki. Nie mogłam dłużej na siebie patrzeć. Nie wyglądałam dobrze, nie wyglądałam zdrowo.
Tego dnia wyciągnęłam z szafy mój bladożółty płaszcz, który wyglądał na przeciwdeszczowy, ale wcale taki nie był. Nie był też ani ładny, ani ciepły.
Kupiłam go w second handzie, kiedy miałam piętnaście lat. Już wtedy był sprany, miał brzydką plamę na rękawie, a kaptur ledwo trzymał się kołnierza. Był też na mnie zdecydowanie za duży i nawet podwijanie rękawów nie ratowało sytuacji.
Jeszcze jak byłam małolatą, w jego wewnętrznej kieszeni chowałam papierosy, żeby moi rodzice ich nie znaleźli. Do tej pory czuję resztki tytoniu pod opuszkami palców, kiedy wkładam tam dłoń.
Sama nie wiem, czemu wtedy zwrócił moją uwagę. Może dlatego, że przypominał mi ten piękny płaszcz Jordany z filmu Submarine, który wtedy uwielbiałam. Chociaż to trochę słaba wymówka, bo jej płaszcz był czerwony, ocieplany i ładnie skrojony.
W każdym razie ten bezużyteczny żółty płaszcz od razu zdobył moje serce. Kupiłam go za grosze, nie mając wtedy pojęcia, że w przyszłości stanie się on dla mnie symbolem samotności.
To płaszcz, który wyciągam wtedy, kiedy nie czuję się dobrze. I ten nieszczęsny płaszcz miałam właśnie na sobie.
Oderwałam się od lustra i ruszyłam w kierunku drzwi od mieszkania.
Chciałam iść na spacer. Musiałam iść na spacer.
Było już późno, ale nie przejmowałam się tym. W tamtej chwili nie obchodziło mnie nawet to, że zupełnie nie znałam miasta, w którym mieszkałam.
Trzasnęłam drzwiami i zjechałam windą na parking. Nie zamierzałam przecież spacerować po hałaśliwych ulicach miasta, które tętniło nocnym życiem. Wsiadłam w samochód i jechałam ciągle przed siebie, żeby tylko z uciec od tego przytłaczającego zgiełku.
Trochę to trwało, ale w pewnym momencie zaczęłam jechać wzdłuż ściany drzew. Nie zawahałam się nawet przez moment, kiedy zauważyłam kamienistą dróżkę, która prowadziła w głąb lasu. Skręciłam w nią gwałtownie, nie zastanawiając się czy później dam radę stamtąd w ogóle wyjechać.
Jechałam bezmyślnie przed siebie w zupełnej ciemności. Zatrzymałam się dopiero, kiedy drzewa zaczęły rzadziej rosnąć. Przez chwilę siedziałam w samochodzie na skraju lasu, zaciskając dłonie na kierownicy i patrząc przed siebie.
Było piękne. Czarna tafla ogromnego jeziora odbijała miliony gwiazd. Dookoła nie było śladu człowieka, nie licząc lichego pomostu centralnie naprzeciwko mojego samochodu. Drewniana konstrukcja wyglądała, jakby właśnie na mnie czekała.
Wysiadłam z auta i ruszyłam w kierunku mostku. Szum drzew i cykanie świerszczy były tym, co tak bardzo chciałam usłyszeć. Żadnych dźwięków samochodów i hałaśliwych ludzi. Tylko subtelne dźwięki natury.
CZYTASZ
chamber of reflection
Dragoste- Zasugerowałaś właśnie, że się we mnie zakochasz. - Nie. Zasugerowałam, że ty zakochasz się we mnie.