15.Myślisz, że pomiędzy nami może być znowu w porządku?

2.6K 85 199
                                    

Vincent rzeczywiście przyniósł mi suche rzeczy do przebrania i wskazał łazienkę po drugiej stronie salonu, gdzie mogłam doprowadzić się do porządku. Z ulgą zdjęłam tam z siebie ciężkie od wody ubrania i rozwiesiłam je na grzejniku. Zostawiłam tam nawet swoją bieliznę, bo ona też była przemoczona. Nie miałam wstydu. Vincent musiał o tym wiedzieć, bo na wierzchu stosiku ubrań, który mi przekazał, znajdowały się jego bokserki i grube skarpety.

Stałam przez chwilę na środku pomieszczenie zupełnie nago, mając zamiar poczekać aż wyschnę, bo nie poprosiłam mężczyzny o ręcznik. Ale już po kilku sekundach moje ciało pokryła gęsia skórka, przez co zrezygnowałam z tego pomysłu. Chwyciłam pierwszy lepszy ręcznik wiszący na ścianie i ciasno się nim owinęłam, żeby się ogrzać. W końcu miałam się rozgościć, nie?

Wciąż owinięta ręcznikiem wycisnęłam włosy nad zlewem, a później przemyłam twarz ciepłą wodą. Zrobiłam to głównie po to, żeby się rozgrzać. W takich sytuacjach byłam sobie wdzięczna za to, że prawie w ogóle się nie malowałam.

Tak samo robiłam z dłońmi, odkąd byłam dzieciakiem. Po powrocie do domu ze zmarzniętymi rękoma w wyjątkowo mroźny dzień od razu wkładałam je pod strumień niemalże wrzącej wody. Czy było to zdrowe? Nie wiedziałam, pewnie nie. Ale za to jaką ulgę przynosiło...

Przyglądałam się swojemu mizernemu odbiciu w lustrze, zastanawiając się, co dalej. W końcu byłam zmuszona zdjąć z siebie zapewniający ciepło ręcznik i wytrzeć nim włosy, bo wciąż kapała z nich woda. Zrobiłam to naprawdę błyskawicznie, bo bałam się, że zamarznę na śmierć.

Równie szybko włożyłam suchą bieliznę i szare dresy, które oczywiście była na mnie za duże, ale sytuację trochę ratował sznurek wiązany w pasie. Włożyłam też zwykły biały podkoszulek i ogromną szarą bluzę z kapturem, w której tonęły moje dłonie.

A wszystko to pachniało Vincentem. Ja pachniałam Vincentem. Ale przynamniej było mi ciepło. Cieplej.

Odwiesiłam ręcznik na miejsce i bez skrępowania zaczęłam przegrzebywać szafki znajdujące się w łazience. Poza tym, że uwielbiałam to robić w każdym nowym miejscu, to szukałam też grzebienia. Kiedy go znalazłam, z zadowoleniem rozczesałam wciąż wilgotne strąki włosów. Naprawdę wzięłam dość dosłownie wzmiankę o tym, żebym się rozgościła.

Wyszłam z łazienki, nie wiedząc, czego się spodziewać po tym wieczorze. Za oknami wciąż lało i nie zapowiadało się na to, żeby w najbliższym czasie miało przestać. Pieprzona komedia.

Vincent znajdował się w kuchni. Również przebrał się dres, co było niecodziennym widokiem. I gotował.

Niepewnie usiadłam przy wyspie kuchennej. Ale na tyle głośno, żeby zakomunikować mu swoją obecność.

Dlaczego to musiało być takie niezręczne?

Wciąż stał do mnie tyłem, smażąc coś na patelni. W pomieszczeniu słychać było jednie skwierczenie, dźwięk szpatułki przesuwanej po naczyniu i przytłumione odgłosy deszczu.

– Lubisz naleśniki?

Mężczyzna nawet się do mnie nie odwrócił, kiedy zadawał pytanie, dlatego nie zobaczył mojej rozbawionej miny. Naleśniki? Serio?

– Lubię.

– To świetnie się składa, bo nic innego nie wyczaruję z nieistniejących składników.

Po tych słowach w końcu podszedł do wyspy kuchennej z patelnią w jednej ręce i talerzem, na którym znajdował się stos naleśników w drugiej. Położył talerz na blacie i wciąż na mnie nie patrząc, zgrabnie zsunął z patelni ostatniego naleśnika na wierzch stosu. Powyciągał też z szafek różne dżemy, kremy i sosy, a także talerze i sztućce. Obok tego wszystkiego wciąż stały wcześniej zrobione przez niego herbaty, chociaż zapewne były już zimne. I w końcu usiadł naprzeciwko mnie.

chamber of reflectionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz