29

175 20 13
                                    

Śpi, ale może to i dobrze bo coś czuję że gdyby się obudził gadałby bez przerwy, a ja muszę ogarnąć jeszcze kilka spraw jak chociażby porządek w tym mieszkaniu.

Syczę kiedy przenoszę walizkę do korytarza, jeszcze nie miałem okazji zobaczyć swoich pleców, ale po bólu wnioskuję że nie będzie to za przyjemny widok. Opieram się o ramę drzwi wpatrując się w spokojną twarz blondyna. Przed walką myślałem o nim, a podczas niej cóż zachowywałem opanowanie, bynajmniej starałem się.

Jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem, gdy tylko ten śmieć wspomniał prawdziwą tożsamość Naruto oraz to co zamierza z nim zrobić po walce ze mną...

To właśnie był ten cholerny moment gdy na chwilę zdobył minimalną przewagę, normalnie unikną bym większość cisów, ale wtedy odciąłem się od otocznia byłem w amoku, którego nie mogłem zwalczyć. Pamiętam jak przez mgłę kiedy usłyszałem jego krzyk "- Walcz", te oczy wpatrujące się we mnie z taką pewnością. Chciałem zabić Jonsa, pragnąłem tego tak bardzo...

Nie pozwolę cię skrzywdzić Naruto, nikomu. Nie ważne czy to będą nasi wrogowie podczas misji, zawodnicy, osoby wyżej postawione czy też moja własna rodzina. Ochronię go nie patrząc na cenę jaką mi przyjdzie zapłacić.

Każdą możliwą..

- Czemu tak tam stoisz? - pyta zaspanym głosem, po czym podpiera głowę na ręce. Cholera gdyby nie to że zaraz musimy wychodzić to z chęcią powtórzyłbym sceny z wczoraj.

- Raczej czemu ty jeszcze leżysz, za trzy godziny mamy samolot

- Co?! - odpowiada gwałtownie wstając, co zresztą skutkuje powrotnym upadkiem na łóżko. Blondyn chwyta się rękami w okolicach odcinka lędźwiowego, następnie z trudem wstaje garbiąc się przy tym. Przewracam oczami, bo w duchu wiem co zaraz się zacznie. - Draniu, zabiję cię - warczy przez zaciśnięte zęby.

Prycham, pokonując dzielącą nas przestrzeń. Nie pytając Młotka o zdanie chwytam go pod udami biorąc go tym samym na barana.

- Jesteś chociaż spakowany? - pytam, pozwalając mu zejść kiedy docieramy do łazienki.

- Nie muszę nic zabierać, mam rzeczy u siebie ale... - przerywa, na co odwracam się od szafki. - Sasuke... ja naprawdę cię zabiję - mówi przeglądając swoją szyję oraz tors w lustrze.

- Jakoś wczoraj nie narzekałeś. - odpowiadam.
Szczerze, gdy Naruto wstawał nie zauważyłem tych wszystkich siników może to przez poranne słońce, które wpadało do sypiali. - A teraz jak już łaskawie skończyłeś narzekać, mógłbyś zerknąć na moje plecy strasznie mnie pieką. - mówię podnosząc koszulkę. Nie słysząc przez dłuższy czas odpowiedzi odzywam się ponownie - Naruto?

Pov Naruto:
O ja pierdole, kiedy zobaczyłem swoje ciało pomyślałem, że to Sasuke wczoraj bardziej poniosło, niemniej teraz. Przykładam rękę do ust, jakby to delikatnie ująć...

- Naruto? - słyszę ponownie swoję imię, ale kurwa co ja mam mu powiedzieć że ma plecy poharatane tak jakby napierdalał się z jakąś panterą w dziczy.

- No ten.. - mruczę widząc jak w niektórych zaschniętych miejscach ponownie zaczyna lecieć krew.

- Co tak się guzdrzesz - mówi zdejmując koszulkę do końca. - Przesuń się, sam to.. - przerywa widząc te wszystkie rany.

Przykrywam jedną ręką oczy, jestem pewny że w tym momencie moja twarz ma odcień dojrzałego pomidora. Powoli odsuwając dłoń zauważam na bladej twarzy kpiący uśmiech.

- Rozumiem, że dalej masz zastrzeżenia do swoich śladów? - pyta ironicznie, podnosząc brew.

- Ja.. - zaczynam, ale nie dane jest mi skończyć.

Deadly contract || SasunaruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz