Rozdział 1

401 27 2
                                    

___Will___

Od momentu, kiedy w wiadomościach pokazali śmierć Rafaela, Henrego i Jake'a minęło 5 dni. Niby powinienem się cieszyć, jednak nie mogłem się z tym pogodzić. Znałem Rafaela. Może i nie z tej dobrej strony, choć takie też się zdarzały, to jednak i tak czułem się źle z jego śmiercią. Ktoś kogo znałem, umarł. Koszmarne uczucie. Z moich i Matta rozmów wiem, że ten też się z tym źle czuje, jednak on brnie dalej. Chodzi do psychologa co dwa dni i czyta codziennie na głos książkę, by poprawić swoją wymowę, co muszę przyznać, ale jego poprawę widać gołym okiem. Ja nie brnąłem do przodu. Zatrzymałem się w domu i leczyłem się. A w międzyczasie zastanawiałem się, co poszło nie tak. W końcu Rafael nie mógł umrzeć w taki sposób. On i utonięcie? Dobre sobie. O dziwo, to czuję po nim pustkę. Zupełnie jakbym stracił jakąś cząstkę siebie. A to okropne uczucie. Codziennie mam wrażenie, że spokój, który mnie otacza jest zbyt przygnębiający. Taki... Męczący. Już nie wspominając o tej ciszy i chwilach osamotnienia. Wtedy jest najgorzej. Zakładam sobie wtedy słuchawki na uszy i słucham muzyki. Czy to pomaga? Ani wcale. Jednak tylko w ten sposób jestem w stanie wytrzymać sam w moim własnym pokoju. Czasami na noc przychodził do mnie Matt, co pozwalało nam spokojnie przespać noce. Jednak nie zawsze. Są momenty, kiedy Matt zwierza mi się, że ma złe przeczucia. Nie umie jednak tego zjawiska wyjaśnić. On po prostu wie, że coś się wydarzy. Czy mu wierzę? Owszem, bo czemu nie. Jeżeli Matt ma jakieś złe przeczucia, to należy się ich trzymać i spodziewać się ich spełnienia. Problem tkwi jednak w tym, że nie wiemy, co ma się wydarzyć. W trójkę postanowiliśmy więc nie wychodzić samotnie z domu. Jeżeli ma się coś nam złego przydarzyć, to najlepiej w domu, gdzie pilnują nas rodzice. Oni oczywiście o niczym nie wiedzą, jednak zgodnie z naszymi przypuszczeniami nie zostawiają nas samych w domach. Zawsze jest któryś rodzic.

Dlatego też leżę sobie w łóżku, słuchając muzyki na słuchawkach. Nie wiedziałem, co robić, dlatego uznałem, że świetną rozrywką będzie leżenie i słuchanie muzyki. Nie wziąłem jednak pod uwagę tego, że i tak będzie nudno. Leżałem więc i głaskałem Sparkiego po grzbiecie i się nudziłem. U Rafaela zapewne nie byłoby nudno. Jednak nic się nie da zmienić. Go nie ma, a ja jestem tutaj. W moim pokoju. Sam, jak palec. No prawie. Sparky jeszcze jest, no ale on nie gada, to nie ma z kim porozmawiać. Mój umysł odwiedzały już nawet przekoszmarne myśli. Zastanawiałem się nad tym, czy nie pouczyć się matematyki. Tak, z własnej, nie przymuszonej woli wziąć książkę od matematyki. Otworzyć ją i zacząć rozwiązywać obliczenia. Czy mi na umysł padło? Patrząc na fakt, że właśnie wstałem z łóżka i usiadłem przy biurku, to chyba tak. Totalnie mi na umysł siadło. No, ale co ja niby mam innego robić? Oglądać telewizji mi się nie chce. Grać też nie. Wychodzić to już w ogóle. Najchętniej to bym sobie pospał. No, ale cóż... Jeżeli cały dzień prześpię, to w nocy nie będę mógł spać. Dlaczego więc nie pouczyć się matematyki? Nerwów się nabawię, to przynajmniej nudno nie będzie.

Otworzyłem podręcznik na losowej stronie i spojrzałem się na temat. Granice ciągów. Nie brzmi źle, a przykłady strasznie nie wyglądają. Może tym razem obejdzie się bez nerwów? Wziąłem się więc do nauki.

- Will, ile cię wołać można. Na obiad - rzekł zniecierpliwiony tata, wchodząc do mojego pokoju. Słysząc jego słowa, uśmiechnąłem się lekko.

- Wybacz, uczyłem się - mruknąłem, wskazując ręką na książkę i rozwiązane przykłady. Tata słysząc to, zmarszczył brwi i podszedł do mnie.

- Czemu się uczysz? Przecież jeszcze do szkoły nie idziesz - zauważył zdezorientowany, wobec czego wzruszyłem ramionami.

- Nudziłem się, a nic mi się nie chciało, to uznałem, że sobie coś obliczę - wyjaśniłem, spoglądając się na dwie kartki pełne obliczeń.

Za murami losu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz