Rozdział 7

471 29 0
                                    

___Will___

Leżałem na kolanach Rafaela dobre parę minut, a z moich oczu wypływały łzy. Ja nie chcę wyjeżdżać z Polski. Jednak, co mi innego pozostaje? Nie mam szans na ucieczkę. Z Rafaelem nie uda mi się wygrać.

- Nie ma co płakać, kochanie - szepnął czule Rafael, spoglądając się na mnie troskliwie. Spojrzałem się na niego wzrokiem pełnym łez, po czym odwróciłem spojrzenie. Rafael westchnął, by następnie puścić moje ręce. Przyciągnąłem je więc do siebie i na tyle ile byłem w stanie, odwróciłem się do Rafaela plecami. Nawet nie próbowałem zejść z jego kolan, bo po co? I tak by mnie na nich z powrotem posadził - Unieś kochanie nóżki do góry - poprosił, na co spojrzałem się na niego zdziwiony, a dostrzegając moje spodnie w jego rękach, uniosłem do góry nogi, wobec czego Rafael założył na mnie spodnie. Zaraz potem podał mi do rąk Sparkiego i Rawrę, w wyniku czego odebrałem ich od niego i przytuliłem do siebie. Następnie Rafael uśmiechnął się i poprawił mnie na swoich kolanach tak, abym leżał głównie przodem w jego stronę. Westchnąłem więc, po czym oparłem się czołem o jego tors. Szarpanie się, nic mi nie da. Jedyne, co bym na tym zyskał, to zmęczenie. Być może i nawet bolący tyłek.

Po chwili uniosłem na Rafaela wzrok i wyciągnąłem z ust smoczek.

- Dokąd jedziemy? - zapytałem się, na co Rafael spojrzał się na mnie i uśmiechnął się czule. Następnie pogłaskał mnie po głowie.

- Zapytaj jeszcze raz - odparł, wobec czego spojrzałem się na niego zdezorientowany.

- No... Dokąd jedziemy? - ponowiłem pytanie, na co Rafael uśmiechnął się rozbawiony.

- Źle. Jeszcze raz - rzekł. Jak to źle? Przecież kazał powtórzyć, to powtórzyłem...

Zmarszczyłem oburzony brwi i spojrzałem się obrażony w bok. Nie będę tak do niego mówił. Nie ma szans.

Rafael dostrzegając to, westchnął, po czym włożył mi smoczka do ust. Chciałem go wypluć, jednak Rafael przewidział to i przycisnął mi smoczka do ust. Westchnąłem więc i się poddałem. Jako, że nie było mi wygodnie leżąc przodem do Rafaela, a twarz mając odwróconą w bok, ułożyłem ją normalnie. Czyli w stronę brzucha Rafaela. Nie cieszyła mnie ta pozycja, jednak tylko taka była wygodna.

Jechaliśmy parę minut, po czym samochód zatrzymał się. Rozejrzałem się zdezorientowany, by spostrzec, że znajdujemy się na stacji benzynowej.

- Chcesz kochanie jakiegoś hotdoga? A może kanapka? Baton? Cokolwiek? - zapytał się mnie Rafael, wyciągając mi z ust smoczka. Zastanowiłem się chwilę.

- Nie wiem - mruknąłem, po czym spojrzałem się na niego - A mogę też pójść? - zapytałem się, w wyniku czego otrzymałem na sobie zdziwione spojrzenie Rafaela.

- Po co? - zapytał się.

- Skoro nie wiem, to aby sobie coś wybrać, nie? - zauważyłem. Rafael na moją odpowiedź zaśmiał się, co zbiło mnie z tropu.

- Już się nie wygłupiaj i po prostu powiedz, co chcesz - mruknął, w odpowiedzi czego westchnąłem.

- Nic nie chcę - odparłem, na co Rafael westchnął.

- Przynieś mu jakiegoś hotdoga, dwie kanapki i sok pomarańczowy - rzekł do Simona, który kiwnął głową, po czym wyszedł z auta. Spojrzałem się na Rafaela, by następnie szarpnąć się, chcąc zejść z jego kolan. Na całe szczęście ten mi to umożliwił i już po chwili siedziałem na swoim poprzednim miejscu - Będzie mieszkał z nami Luca i jego dzieciak - poinformował mnie, na co spojrzałem się na niego zdumiony.

- Kolejną osobę chcecie zniszczyć? - mruknąłem oburzony. Rafael na moje słowa spojrzał się na mnie zdziwiony.

- Co masz na myśli? - zapytał się zaciekawiony, jednak nie uzyskał odpowiedzi. Niech sam się domyśli, skoro taki z niego psycholog.

Za murami losu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz