Rozdział 18

392 27 0
                                    

___Will___

Nim mój umysł przeanalizował słowa Matta, którego już tu z nami nie ma, minęły trzy minuty. Trzy, cenne, długie minuty.

Spojrzałem się na Lucę, po czym nie czekając na żadne słowa z jego strony, wstałem i skierowałem się w stronę wyjścia z pokoju. Nie ma mowy, że będę teraz rozmawiał z Rafaelem. Nie mam na to nastroju i ochoty. Niech się stara. Ja i tak nie będę z nim rozmawiał.

W momencie, kiedy po wyjściu z pokoju, skręciłem w bok, a konkretniej to w lewo, wpadłem na kogoś z impetem, przez co przewróciłbym się na podłogę, jednak silne ramiona chwyciły mnie w pasie, ratując mnie przed zderzeniem się z podłogą.

- Już ode mnie uciekasz? - zaśmiał się Rafael, pomagając mi stanąć normalnie na podłodze tak, abym się nie przewrócił. Na jego słowa spojrzałem się na niego, a wykorzystując fakt, że mnie puścił, odwróciłem się z zamiarem odejścia, jednak Rafael miał inne zamiary - Nigdzie mi nie idziesz - orzekł stanowczo, ponownie łapiąc mnie w pasie, po czym przyciągnął mnie do swojego torsu, by z kolei udać się w stronę swojej sypialni. Zacząłem się więc szarpać, byleby się uwolnić. Krzyczałbym, jednak są dwa powody dlaczego tego nie robię. Po pierwsze, krzyki w niczym nie pomagają. A po drugie, wciąż jestem obrażony na Rafaela i nie mam zamiaru się odzywać w jego towarzystwie.

Wraz z oddalaniem się od naszego pokoju, posyłałem Mattowi, który stał przy schodach, oburzone spojrzenie. Oczywiście nie jestem na niego zły. Bardziej bym powiedział, że pogniewany. Ale takie coś nie jest w stanie zniszczyć naszej przyjaźni. Aby to zrobić, musiałby... W sumie nie wiem, co by on musiał zrobić, aby nasza przyjaźń się zakończyła.

Kiedy znaleźliśmy się zdecydowanie zbyt blisko drzwi od sypialni Rafaela, wiedząc, że dużo ryzykuję, kopnąłem Rafaela w krocze. Ten na mój ruch zgiął się w pół, przeklinając pod nosem z bólu. Na całe szczęście puścił mnie, wobec czego biegiem skierowałem się w stronę łazienki, gdzie zamknąłem się na klucz.

- Synek kochanie, wyjdź proszę - poprosił po chwili Rafael zza drzwi, jednak ja ani myślałem, aby to zrobić. Będę tu siedział tak długo, jak tylko jestem w stanie.

Rozejrzałem się więc po łazience, ale uznając, że podłoga będzie zbyt nie wygodna, wszedłem do wanny, gdzie położyłem się. Jak przyjemnie. Brakuje mi tu tylko poduszki i kołdry i wygodne posłanie do spania gotowe. Niby mógłbym poprosić Rafaela, aby przyniósł mi kołdrę i poduszkę, ale powód, dlaczego tego nie robię, jest dość znany. Nie odzywam się do niego.

Przypominając sobie o tym, że w poprzednim domu Rafael z Henrym trzymali w łazience czysty koc, rozejrzałem się po pomieszczeniu. Jak się okazało, nie myliłem się, że i tu także znajdę taki koc. Był. I leżał złożony na pralce.

- Synku mój drogi, porozmawiajmy... Proszę - znów poprosił mnie Rafael zza drzwi, jednak olałem jego słowa. Teraz mi w głowie tylko te wygodne, choć twarde posłanie.

Wstałem więc z wanny po czym podszedłem do pralki, skąd wziąłem koc, który z kolei wrzuciłem do wanny. Następnie uznając, że za poduszkę wykorzystam ubrania, spojrzałem się na kosze na pranie. Stamtąd ubrania będą zapewne śmierdziały. Ale może nie wszystkie? Te z wierzchu są zapewne najbardziej świeże. Może one będą wciąż ładnie pachnieć? Nie przekonam się, jeśli nie powącham.

Podszedłem więc do koszy na pranie, po czym spojrzałem się na nie sceptycznie. Były trzy kosze. Całkiem możliwe, że jeden Rafaela i mój, drugi Henrego i Matta, a trzeci Luci i Leo. A z tego co wiem, to perfumy Rafaela ładnie pachniały. Tylko teraz, który kosz jest Rafaela?

- Wrócę za godzinę, synek - poinformował mnie Rafael, po czym usłyszeć mogłem, że się oddalił od drzwi. Na jego słowa wzruszyłem ramionami. Niech se odchodzi i przychodzi. Ja stąd i tak nie wyjdę.

Za murami losu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz