Rozdział 21

462 33 5
                                    

___Will___

Po tym, jak się wraz z chłopakami ubraliśmy, spojrzałem się na Rafaela, który uśmiechnął się i wskazał ręką na drzwi. Na ten czyn westchnąłem, po czym skierowałem się w stronę wyjścia, gdzie już czekał na nas Henry. Czasem zastanawiam się, kto tu tak naprawdę rządzi. Henry nie ma nawet takiej opcji, że to on tu rządzi. Nawet, jak mieszkaliśmy u niego w domu. Miałem wręcz wrażenie, że tam to Rafael rządził. Może i nie rozkładał każdego po kątach. Jednak to on podejmował główne decyzje i powiedziałbym nawet, że to Henry i Luca opierali się głównie na nim. Teraz też odnoszę wrażenie, że to Rafael rządzi. W końcu kto, jak nie on, wymyśliłby karę na dworze? A poza tym, to Henry jest moim zdaniem najsłabszy. Już nawet Luca potrafi postawić na swoim.

Kiedy wraz z chłopakami znaleźliśmy się na dworze, zatrząsłem się z zimna. Tu jest strasznie zimno. Mam nawet wrażenie, że bardziej, niż kiedy tu przyjechaliśmy. W sumie minęły dopiero dwa dni. Pogoda więc nie miała możliwości się tak szybko zmienić. Ale jeżeli będzie się ona tak wolno zmieniać, to wątpię, abym przetrwał do naszej ucieczki.

- Zimno wam? - zapytał się Rafael, podchodząc do nas. Kiedy się na niego spojrzałem, przez ten jego uśmieszek na twarzy, wiedziałem że bawi go ta cała sytuacja. Dlatego też wyprostowałem się, uniosłem wysoko podbródek i spojrzałem się na niego pewnie. W moich oczach można było dostrzec teraz zapewne determinację i pewność siebie. I tak się w sumie czuję.

- Nie, nie jest zimno - odparłem pewny swoich słów, choć prawda była zupełnie inna. Ja jednak nie pozwolę, by Rafael się cieszył z tego, że może nas ukarać na każdy możliwy sposób. Pokażę mu, że ze mną nie ma tak łatwo.

Od dzisiaj. Od teraz. Od tej minuty, sekundy deklaruję, że dołożę wszelkich starań, by białe włosy Rafaela posiwiały, a on sam będzie miał mnie dość.

Jeżeli mam cierpieć, to on razem ze mną. Jeżeli ja upadnę na dno, to on razem ze mną. Sam go nawet pociągnę za rękę wprost na samo dno.

- To dobrze, bo zaraz i tak się rozgrzejecie - oznajmił Rafael, uśmiechając się szeroko. Po jego wzroku wiedziałem, że bawi go moja postawa. Ja jednak zetrę mu z twarzy ten uśmiech. Nie pozwolę, by ktokolwiek, nawet Rafael bawił się moim losem. Zrobię wszystko, by się tu dobrze bawić. Nawet jeżeli ma to oznaczać, że będę otrzymywał niejedną karę. Ale jak to się mówi, co cię nie zabije, to cię wzmocni. A ja nie zamierzam być słaby.

- Jako, że wlaliście w swoją krew alkohol, to jest tylko jeden sposób, by się go pozbyć - poinformował nas Rafael, cały czas się uśmiechając - Musicie je wypocić - orzekł, wobec czego uśmiechnąłem się. Wysiłek fizyczny, jako kara? Wcześniej może i bym marudził, jednak od teraz już nie. Od teraz wysiłek fizyczny, to mój sprzymierzeniec.

- Co mamy zrobić? - zapytałem się wprost, chcąc zabrać się za ćwiczenie. Rafael uśmiechnął się rozbawiony moim nastawieniem. No tak, on uważa, że szybko odpadnę. Nawet jakbym miał padać na twarz, nie poddam się. Będę walczył do samego końca.

- Widzicie ten dom? - zapytał się Rafael, wskazując na dom, z którego wyszliśmy. Po krótkim obrzuceniu wzrokiem domu, spojrzałem się na Rafaela z politowaniem.

- Może i jesteśmy słabsi od was, ale nie ślepi - mruknąłem, na co Luca się zaśmiał. Rafael zaś uśmiechnął się rozbawiony.

- No to skoro go widzicie, to zapraszam do przebiegnięcia jedenastu kółek wokół niego - oznajmił Rafael, na co uśmiechnąłem się.

- Okej - mruknąłem, po czym zacząłem biec. Dostrzegając jednak, że Matt z Leo nie ruszyli się z miejsc, zatrzymałem się i spojrzałem się na nich.

Za murami losu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz