Rozdział 31

422 31 0
                                    

___Will___

Nie myślałem o tym, by dzisiaj stąd uciekać, jednak spostrzeżenie Matta było słuszne. Mogliśmy przecież uciec przez okno, które otworzyliśmy. Aczkolwiek tutaj też był haczyk. Mianowicie to, że po prostu nie przeżylibyśmy w taką pogodę w lesie. Dlatego też na propozycję Leo ucieszyłem się. Jadąc autem mielibyśmy duże szanse powodzenia.

Odnosiłem jednak niemałe wrażenie, że Matt się z czymś waha. Nie było po nim widać tego, czego to sięgało, jednak zdecydowanie z czymś walczył, będąc mocno zagłębionym w swoich myślach.

Dlatego też, kiedy sprawdzałem kuchnię, czy nikogo tam nie ma, miałem cały czas Matta na oku. Nie to, że mu nie ufam, czy coś w tym stylu. Jednak nie zawsze robimy mądre rzeczy. Martwiłem się więc tego, czego to wahanie mogło dotyczyć i czy nie zmusi go to do zrobienia czegoś głupiego.

Po tym, jak usłyszałem słowa Matta, który ze łzami w oczach pobiegł na górę, uprzednio mówiąc, że nie może, zaniepokoiło mnie. Podejrzewałem, że jego zamyślenie może być spowodowane wahaniem się, co do ucieczki, jednak nie przypuszczałem, że będzie z tego powodu płakał.

Chciałem pójść za nim, jednak nim zdołałem zrobić choćby krok, do domu wszedł Henry.

- Zostań tu. Ja za nim pójdę - oznajmił, nie szczycąc mnie nawet spojrzeniem, czy choćby też nie zatrzymując się. Tak jak wszedł, tak skierował się w stronę schodów.

Stałem tak chwilę, wpatrując się w schody, zastanawiając się, czy nie puścić polecenia Henrego mimo uszu i nie pójść do Matta. Aczkolwiek wraz ze zdecydowaniem się, zorientowałem się, co właśnie miało miejsce.

Dlatego też nieco niepewnie i zagryzając wargę, odwróciłem się powoli w stronę drzwi. A dostrzegając stojącego tam Rafaela, który wpatrywał się we mnie niezadowolony, wiedziałem, że mam przesrane.

- Klucze - orzekł, wystawiając w moim kierunku rękę. Wiedząc, że nici z ucieczki, oddałem mu klucze, które Rafael schował do kieszeni - Dobrze, a teraz zapraszam na górę - rozkazał, wskazując ręką w stronę schodów.

Spojrzałem się krótko na Leo, który stał zmieszany i zagubiony przy Luce. On nie wie, co go może czekać. Dlatego jest zagubiony.

Następnie zgodnie z rozkazem, skierowałem się w stronę schodów, po których wszedłem na górę, by zatrzymać się na korytarzu.

- Gdz...

- Do mojej sypialni - przerwał mi Rafael, wobec czego westchnąłem i udałem się do jego sypialni, niczym na skazanie. W sumie jakby nie patrzeć to, to właśnie jest skazaniem.

Po wejściu do sypialni, spojrzałem się na Rafaela, który zamknął za nami drzwi. Zaraz potem odwrócił się w moim kierunku, by następnie skrzyżować na klatce piersiowej ramiona.

- A więc? Usłyszę wyjaśnienia? - zapytał się, na co spojrzałem się na niego w zastanowieniu. Po chwili jednak wzruszyłem ramionami i usiadłem na łóżku.

- Po prostu - mruknąłem lekceważąco. Powodu przecież nie było i nigdy nie będzie. Nie chcę tu być i tyle.

- Wstań, gdy ze mną rozmawiasz - orzekł srogo Rafael, w skutek czego spojrzałem się na niego obojętnie.

- Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać, więc nie mam potrzeby, by wstawać - odpowiedziałem nie wzruszony tym, że po Rafaelu było widać, że jedno nieodpowiednie słowo, a marnie skończę.

- Słuchaj no mnie Will, bo ja się powtarzać nie mam zamiaru - odparł, podchodząc do mnie na parę kroków, w wyniku czego spojrzałem się na niego, marszcząc brwi - Jestem twoim opiekunem i czy tego chcesz, czy nie, będziesz ze mną rozmawiał, kiedy ja tak powiem - oznajmił, po czym podszedł do mnie i złapawszy mnie za ramię, ściągnął z łóżka, zmuszając mnie do stania - A etykieta dobrego wychowania nakazuje stania, gdy się z kimś stojącym rozmawia - dodał, na co uśmiechnąłem się rozbawiony.

Za murami losu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz