Rozdział 17

422 28 0
                                    

___Will___

Po ostrzeżeniu Luci, siedziałem przy stole i jedząc ciastka, zastanawiałem się, jak zrealizować mój pomysł. Od tak zrobić tego nie mogę. Nie dam rady. Musiałoby to być coś... Nie podejrzliwego. A może po prostu w nocy to zrobię? Wtedy jest najłatwiej coś zrealizować. Wszyscy śpią. Nikt nie wiedziałby, że się kręcę po domu. Gorzej ze schodami, bo się świecą na każdy wykonany krok. Ale z tym też sobie poradzę. Mógłbym wziąć koc i przykryć nim każdą lampkę, która zapaliłaby się po danym kroku. W ten sposób uniknąłbym niepotrzebnego światła. Oczywiście istniałoby tam jakieś ryzyko, że potknąłbym się, ale na to także da się coś zaradzić. Wystarczy, że zejdę po nich na tyłku. Ewentualny wypadek byłby mniejszy w obrażeniach.

- Chodź, wrócimy do chłopaków, bo zaraz będą się o nas martwić - powiedział Luca, siedząc naprzeciwko mnie. Po wypowiedzeniu swoich słów wstał, co zrobiłem także i ja. Jakby nie patrzeć już się w tej kuchni trochę zasiedzieliśmy. Mam niemałe wrażenie, że na chwilę obecną, kuchnia robi za dobre miejsce do rozmawiania o swoich problemach. Nie wiadomo jak, ale wychodzą one przez usta, objawiając świat o swoim istnieniu, a ten od razu znajduje kogoś, kto je rozwieje, wyjaśni. Sprawi, że znikną. W niektórych przypadkach spowoduje, że te problemy nieco zmniejszą swoją wielkość, a resztę usunie odpowiednia do tego osoba. Wcale nie musi to być Rafael, zaś na przykład Luca.

- Ale będziesz za mnie odpowiadał, tak? - upewniłem się, na co Luca uśmiechnął się. Przecież nie mogę wejść do salonu i na zadane mi pytanie czekać, aż Luca na nie odpowie, gdzie to nigdy ma nie nadejść. Wtedy to byłby koszmar.

- Tak, nie będziesz musiał z nikim rozmawiać - odpowiedział, wobec czego uśmiechnąłem się i skierowałem się w stronę salonu, a tuż za mną Luca.

- A gdzie jest dla nas coś słodkiego? - oburzył się Kristof, który dostrzegł nas, wychodzących z kuchni. Oczywiście bez słodyczy.

- Nie ma, skończyły się - odparował mu Luca, siadając na kanapie obok Henrego. Jako, że obok Luci było wolne miejsce, usiadłem obok niego. Niby mógłbym usiąść obok Rafaela, bowiem obok niego było wolne miejsce, jednak na samą myśl, że Rafael mógłby wykorzystać chwilę mojej nieuwagi i posadzić mnie na swoich kolanach, to aż mi się odechciewa. Przytulić się to może i bym pozwolił. Ale nie mam zamiaru dać się posadzić na kolanach. Jestem na to zbyt zły. I nie tylko.

- Chodź synek do tatusia - zawołał mnie do siebie Rafael, jednak ja jedynie się na niego spojrzałem i wtuliłem się w Lucę, dając mu jednoznaczną odpowiedź. Rafael na mój czyn westchnął. Obym tego później nie żałował.

- A do wujka Kristofa też się przytulisz? - zapytał się Kristof, na co także go obrzuciłem spojrzeniem. Po chwili uniosłem na Lucę wzrok, który dostrzegając to, uśmiechnął się rozbawiony.

- Dzisiaj ja trzymam piecze nad Willem - poinformował wszystkich, w wyniku czego Rafael zmarszczył brwi.

- Z jakiej to niby racji!? - zapytał się oburzony, wobec czego wtuliłem się bardziej w Lucę, obawiając się, że ześlę na siebie jego gniew. Oczywiście mało jest to prawdopodobne, jednak całkiem możliwe. Po Rafaelu wszystkiego można się spodziewać.

- Z takiej, że Will chce się ze mną bliżej poznać i spędzić ze mną resztę dnia - odparł mu Luca. W duchu zaśmiałem się na tę odpowiedź, która jakby nie patrzeć nie była nawet taka zła. Poznanie się bliżej z Lucą nie jest wcale takim złym pomysłem. Miałbym go po mojej stronie w razie zagrożenia od strony Rafaela. No pomijając moment, kiedy zrealizuję mój plan, co do którego Luca mnie ostrzegał. No i oczywiście, jeżeli Leo się zgodzi wziąć w nim udział, w co wątpię, to wtedy Luca nie stanie po naszej stronie. On będzie po tej Rafaela. Dlatego też nie oczekuję, że obroni mnie przed konsekwencjami podjętego przeze mnie pomysłu.

Za murami losu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz