Rozdział 41

348 28 1
                                    

___Will___

Spojrzałem się na Leo, a potem na jego lisa. W sumie to się cieszę, że kazałem Kristofowi załatwić Leo lisa. Przynajmniej teraz nie będzie się czuł wykluczony. Oczywiście Luca pewnie by mu całkiem niedługoby załatwił lisa, ale w ten sposób Leo otrzymał go znacznie szybciej.

- Trzymaj, dziecinko - rzekł Kristof, kładąc naprzeciwko mnie miskę z płatkami, wobec czego spojrzałem się na niego, a potem na miskę. Dobrze chociaż, że nie każe mi jeść śniadania, będąc karmionym. Nie wytrzymałbym chyba gdyby także i to chciał ze mną zrobić. Okej, noszenie się na rękach jeszcze wytrzymam. Jednak nie ma mowy o byciu karmionym.

Po chwili wpatrywania się w miskę, zacząłem jeść płatki. Kristof oczywiście musiał usiąść obok mnie, jednak na całe szczęście tam jadł śniadanie, a nie trzymając mnie na swoich kolanach.

Przez całe śniadanie spoglądałem się co chwila pod stół na lisy, które ganiały się tam, bawiąc się i jednocześnie zahaczając się o moją nogę w ortezie, co przyznać muszę, ale irytowało mnie.

Gdyby nie ta głupia orteza, mógłbym się normalnie przemieszać, a tak to jestem skazany na Kristofa!

- No, jeżeli obaj skończyliśmy jeść, to teraz pójdziemy cię ładnie umyć - oznajmił radośnie Kristof, wstając od stołu. Na jego słowa spojrzałem się na niego oburzony.

- Nigdzie nie będę szedł. A już zwłaszcza się myć - burknąłem, krzyżując ramiona na klatce piersiowej, odzwierciedlając to, jak bardzo stoję przy moim stanowisku i że nie mam zamiaru odpuścić.

Kristof spojrzał się na mnie i milczał chwilę.

- Puść mnie! - krzyknąłem oburzony, kiedy Kristof chwycił mnie w pasie i podniósł bez żadnego problemu.

- Nie puszczę. Idziemy się w tej chwili myć - odparł stanowczo, po czym skierował się do łazienki na górze.

Starałem się za wszelką cenę wyrwać się z jego chwytu, lecz był on tak samo silny, jak Rafael. Nie miałem z nim szans!

Po chwili spojrzałem się na moją nogę. Może jeżeli się nią posłużę, to mi się uda?

Kiedy w oddali zamajaczyły mi drzwi od łazienki, nie wiele myśląc zamachnąłem się nogą i uderzyłem się nią o ścianę.

Był to kiepski pomysł.

W moich oczach momentalnie zebrały się łzy, bowiem noga zapromieniowała tak ogromnym bólem, że to było aż nie do opisania.

Dlaczego to musi tak boleć!?

- Wiedziałem... Po prostu wiedziałem... - mruknął bez sił Kristof i nie zatrzymując się, dalej kierował się w stronę łazienki.

W momencie, kiedy zostałem posadzony na toalecie, spojrzałem się na Kristofa mokrymi od łez oczami.

- Zaraz przestanie boleć - rzekł delikatnie, posyłając mi czuły uśmiech. Następnie podszedł do komody, skąd wyciągnął jakieś opakowanie. Zaraz potem z tym opakowaniem skierował się w moją stronę i przykucnął naprzeciwko mnie.

W momencie, kiedy chciał dotknąć mojej nogi, odsunąłem ją. Nie będzie jej dotykał! Jeszcze bardziej tylko zaboli...

- Spokojnie, dziecinko. Nie skrzywdzę cię. To nie będzie boleć - obiecał, jednak ja pokręciłem przecząco głową. Nie wierzę mu. Nigdy nie będę wierzył.

Kristof na moją odpowiedź westchnął, po czym nim zdołałem w jakikolwiek sposób zareagować, chwycił mnie za nogę i trzymał ją w mocnym chwycie.

Za murami losu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz