Rozdział 13

518 31 0
                                    

___Will___

W momencie, kiedy mój umysł stał się na tyle trzeźwy, by móc rejestrować to, co się dzieje wokół mnie, zrozumiałem, że nie jestem sam. Zewsząd dobiegały mnie różne głosy, będące częścią pewnej rozmowy.

Ziewnąłem, przykrywając ręką usta. Następnie wtuliłem się głową w to, o co się obecnie opierałem. Nie chciało mi się wstawać.

- Wstawaj, synek. Trzeba się dalej uczyć - rzekł Rafael. Jego głos dobiegał zdecydowanie zbyt blisko mnie, jednak nie przeszkadzało mi to. Póki było mi ciepło i wygodnie, to nie przejmowałem się tym, co robi i gdzie jest Rafael.

- Już umiem... - mruknąłem niemalże szeptem. Nie chciało mi się brać udział w jakiejkolwiek czynności życiowej. Nawet takiej, jak mówienie.

- Naprawdę? To co, może przedstawisz mi je teraz? - zapytał się. Poprzez poruszenie się tego, co było moim oparciem, domyślałem się, że Rafael sięgnął zapewne po książkę. Westchnąłem więc, po czym nie czekając na jego polecenie, zacząłem niemalże na śpiąco recytować wierszyki. Nie wiedziałem, czy oni cokolwiek rozumieją z mojego bełkotu, jednak nie obchodziło mnie to. Jak będą mi kazać jeszcze raz powtórzyć to, co powiedziałem, zrobię to. Dla mnie to nie problem.

Po może dwóch minutach umilkłem. Skończyłem mówić. Wierszyki się skończyły.

- Cóż... Pomijając to, że w słowach nie było jakiegokolwiek życia, to wiersze zostały zdane na ocenę celującą - oznajmił Rafael, a w jego głowie mogłem usłyszeć rozbawienie. Zignorowałem to jednak całkowicie. Nie chciało mi się tym zawracać głowy - Luca, mógłbyś mi przynieść butelkę? - zapytał się Rafael, wobec czego zmarszczyłem zdezorientowany brwi. Po co mu butelka?

Jednak tak samo, jak komentarz Rafaela, tak i to pytanie zostało odsunięte na sam koniec kolejki rzeczy, które chciałbym mieć wykonane i na które chciałbym znać odpowiedź. A że na pierwszym miejscu w kolejce było nic nie robienie, toteż wtuliłem się bardziej w oparcie, które było fajnie miękkie i ciepłe. Może i nie byłem teraz śpiący, jednak samo leżenie z przymkniętymi oczami należało do czynności wygodnych i takich, które mi się nigdy nie znudzą.

- Skoro praktycznie cały czas spał, to szybko musiał się ich nauczyć - orzekł głos, który był złudnie podobny do Henrego. W sumie całkiem możliwe, że to on.

- Tak, masz rację - odpowiedział mu rozbawiony Rafael - Szkoda tylko, że tak go wymęczyły - dodał. Wraz z zakończeniem tej wypowiedzi, do pomieszczenia, w którym się znajdowaliśmy, ktoś wszedł. Osoba ta przystanęła nieopodal mnie, po czym oddaliła się. Jednak nie wyszła.

- Czyli, jak dobrze widzę, dobrze sobie radzicie. Nie ma żadnych problemów - oznajmił Kristof. To znaczy głos podobny właśnie do niego.

W momencie, kiedy poczułem na głowie czyjąś rękę, jednak nie na moich włosach, tylko kapturze, którym byłem w dalszym ciągu zasłonięty, poczułem coś przy ustach. Nie wiele myśląc, w sumie to chyba w ogóle nie myśląc, uchyliłem usta. Kiedy jednak zdałem sobie sprawę, że jest to butelka, uchyliłem oczy, rozglądając się zdezorientowany po pomieszczeniu. Jak się okazało, znajdowałem się w salonie. Tak samo, jak wszyscy inni pozostali.

W momencie, kiedy zawiesiłem na Kristofie wzrok, ten uśmiechnął się. Był to jednak uśmiech czuły, a także mógłbym przysiąc, że rozczulony.

- Jakbym miał wybierać, to zdecydowanie bym powiedział, że Will jest moim ulubieńcem - orzekł, uśmiechając się szeroko w moim kierunku. Na jego słowa zmieszałem się. Kiedy jednak zdałem sobie sprawę w co jestem ubrany, a bardziej to, w jakiej barwie jest to ubranie, moje policzki zapłonęły soczystą czerwienią - Słodziak - mruknął rozczulony. A jako, że w przyjmowaniu komplementów jestem slaby, ukryłem się zażenowany twarzą w materiał, o który się opierałem.

Za murami losu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz