Rozdział 11

514 32 0
                                    

___Will___

Nie wiem, jak długo już przewracam się z boku na bok, próbując zasnąć. Wiem, jednak, że jest to męczące. Leżałem tak z może godzinę? Dwie? A może po prostu parę minut, a dla mnie wydaje się to, jak wieczność? Nie lubię czegoś takiego. Leżeć i czekać na sen, gdzie on nie nadejdzie. Aczkolwiek nie rozumiem tego. Przecież w łazience podobno zasnąłem w wannie. Dlaczego więc tutaj nie mogę zasnąć?

Westchnąłem, po czym usiadłem, opierając się o oparcie od łóżka i przyciągając do siebie kolana. Tam byłem rozluźniony. A tutaj się zamartwiam. Dlatego nie mogę zasnąć.

Spojrzałem się w stronę drzwi wyjściowych z sypialni Rafaela, zastanawiając się, dlaczego na przykład nie położył mnie w łóżeczku u nas w pokoju. Przecież po coś je kupili. Tak samo, jak pieluchy nie założył, czy też onesia, bądź smoczka. Ma to coś wspólnego z moim płaczem? Nie chciał mnie bardziej męczyć? W sumie to całkiem możliwe. W końcu to psycholog. Władca ludzkich umysłów.

Westchnąłem po raz kolejny. Nawet jeżeli tak postąpił, to i tak zapewne się to niedługo skończy i zacznie się koszmar. Koszmar, który nigdy się nie skończy.

Wziąłem do rąk Sparkiego, który już od dawna sobie smacznie drzemał, po czym przytuliłem go do siebie. To jednak nie spowodowało, że ten się obudził. Spał. Zupełnie, jakby nie przejmował się tym, co się z nim dzieje. Chciałbym tak. Dzięki temu mógłbym także zasnąć. Śnić o czymś przyjemnym. Udać się do krainy, w której nie będzie Rafaela. Będę tam ja, Sparky i Rawra. Otoczeni dużym, pięknym lasem. Z każdego jego zakątka dochodziłby nas zapach świeżego mchu leśnego, szum liści, dźwięk łamiących się patyków pod kopytami łań, czy też dzików, czy łap lisów. Chodziłbym boso po miękkiej ściółce leśnej i mchu. Wdychał ten świeży zapach powietrza z nutką zapachu świerków. W oddali byłoby słychać dzięcioła, uderzającego swoim dziobem w drzewo. A w oddali ani jednego człowieka, który byłby w stanie mnie stamtąd zabrać. Tak... To byłby piękny sen.

- Co jest, synek? Nie możesz zasnąć? - podskoczyłem na niespodziewany głos, którego nie chciałem teraz słyszeć. Spojrzałem się w stronę drzwi, by dostrzec stojącego tam Rafaela, który po chwili wszedł do sypialni, zamykając za sobą drzwi. Śledziłem go czujnie wzrokiem, kiedy ten podchodził do mnie. Zaraz potem przysiadł na łóżku, dość blisko mnie. Mógłbym powiedzieć, że jak tylko rozprostował bym nogi, Rafael znalazłby się na ich drodze - Co cię męczy, co? Co nie pozwala ci zasnąć? - zapytał się czule, wyciągając w moim kierunku rękę. Zapewne by mnie pogłaskać. Ja jednak mu na to nie pozwoliłem i oddaliłem się głową, jak najbardziej do tyłu, na co Rafael westchnął i zabrał rękę - Podziel się ze mną tym problemem. Spróbuję ci pomóc, byś mógł zasnąć, okej? - zaproponował, jednak ja pokręciłem przecząco głową. Nie będę mu się z niczego zwierzał. Nie jestem u niego na żadnej terapii. Nie jest on moim psychologiem.

Rafael westchnął, po czym wstał z łóżka i ściągnął z siebie koszulkę, pozostając jedynie w białych spodniach dresowych. Następnie obszedł łóżko i wszedł do niego po drugiej stronie. Przez cały ten czas nie spuszczałem go z wzroku, zastanawiając się, co on ma w planach.

Jak tylko Rafael znalazł się już na łóżku, przykryty kołdrą, spojrzał się na mnie i posłał mi dobrotliwy uśmiech. Zaraz potem wyciągnął w moim kierunku rękę.

- Chodź, nie gryzę - rzekł miękko. Owszem, nie gryziesz. Ty połykasz w całości.

Spojrzałem się na niego i pokręciłem przecząco głową, po czym położyłem się na łóżku plecami do niego. I to był błąd. Rafael wykorzystując moją chwilę nieuwagi, przyciągnął mnie do siebie, oplatając mnie jedną ręką w pasie. Drugą zaś umieścił na moich włosach, przeczesując je. Zacząłem się więc szarpać, nie chcąc być w jego objęciach.

Za murami losu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz