Rozdział 12

474 29 1
                                    

___Will___

Siedziałem wraz z chłopakami w kuchni i czekaliśmy na śniadanie. Niedawno temu wszedł Henry, jednak nie miał on nic w rękach. Zapewne musiał zostawić tę rzecz w salonie. O ile jest to jakaś rzecz. Równie i dobrze mogłoby być to jakieś zadanie. Ale nie no... Przecież Henry definitywnie mówił, że przyniesie. Zapewne więc zostawił tę rzecz w salonie.

Spojrzałem się na Lucę, który usiadł obok Leo i przysunął go na krześle w swoją stronę. A więc śniadanie gotowe.

Przeniosłem swoje spojrzenie na Rafaela, który postawił przede mną miskę z płatkami czekoladowych musli. Westchnąłem, kiedy Rafael podniósł mnie i zajmując moje miejsce, posadził mnie na swoich kolanach.

- Nie chcę - mruknąłem, odwracając od miski wzrok, tym samym pokazując mu, że nie mam zamiaru być karmionym. Rafael jednak nic sobie nie robiąc z mojej wypowiedzi, przysunął bliżej siebie miskę. Następnie nałożył na miskę pokarm i przyłożył do moich ust.

- Zjedz, albo zabiorę ci Sparkiego na jeden dzień - ostrzegł, w odpowiedzi czego zmarszczyłem brwi i spojrzałem się na lisa, który leżał na kolanach Leo. Zastanawiałem się krótką chwilę, po czym odsunąłem się twarzą od łyżki. Jeżeli ma on mi zabrać Sparkiego na jeden dzień, wytrzymam. Jest to opłacalna oferta.

Rafael westchnął, po czym odłożył łyżkę do miski i spojrzał się na mnie.

- O co chodzi, co synek? - zapytał się, wobec czego spojrzałem się na niego zdezorientowany - Dlaczego tak bardzo się przeciwstawiasz? - wyjaśnił, na co wzruszyłem ramionami, nie chcąc mu odpowiadać - Wczoraj po naszej rozmowie było jeszcze w miarę. Dzisiaj jednak robisz wszystko na przekór. Odsuwasz się ode mnie, wyrywasz mi ubrania, by się samemu ubrać, a teraz nie chcesz zjeść normalnie śniadania. Z czym więc masz problem, co? - zapytał się, podkreślając dokładnie każde moje dzisiejsze przewinienie. Spojrzałem się na niego w zastanowieniu.

- Gdybyś był na moim miejscu, też tak chętnie byś to wszystko robił? - zapytałem się retorycznie, na co Rafael westchnął.

- Oczywiście, że nie. Jednak między mną, a tobą jest spora różnica - odparł. Spojrzałem się na niego zaciekawiony.

- Niby jaka? - zapytałem się sceptycznie, w wyniku czego Rafael uśmiechnął się.

- A taka, że ty jesteś jeszcze malutki, słodziutki. Dodatkowo potrzebujesz stałej opieki. Ja natomiast jestem już dorosły i znacznie silniejszy od ciebie - wyjaśnił, wobec czego przekręciłem oczami.

- To nie wyjaśnienie, tylko twoje spostrzeżenie - zauważyłem i spojrzałem się na niego oburzony - Jeszcze, czyli że powiedzmy za tydzień uznasz, że jestem już nie słodki? Będę obrzydliwy, nie do wytrzymania? - wytknąłem mu, na co ten westchnął.

- Nie to miałem na myśli - odpowiedział, po czym uśmiechnął się - Jesteś z dnia na dzień coraz to słodszy - oznajmił, w odpowiedzi czego korzystając z tego, że ten się tego nie spodziewa, zszedłem z jego kolan.

- Nawet jeśli taka prawda, choć nie jest, ty chcesz to zmienić na gorsze - wytknąłem mu, kierując się w stronę wyjścia z kuchni.

- Zatrzymaj się, Will - orzekł stanowczo Rafael, po tym jak przełknął w ciszy swoją porażkę. Na jego słowa zatrzymałem się, westchnąłem i odwróciłem się w jego kierunku.

- Co? - burknąłem. Rafael spojrzał się na krótką chwilę na Henrego, który kiwnął głową. Następnie Rafael wstał.

- Poczekaj chwilę - powiedział, po czym wyszedł z kuchni.

Na jego powrót nie musiałem długo czekać, bowiem po niecałej minucie wrócił, trzymając w ręce jakąś książkę.

- Strona 24 i 25. Na pamięć do kolacji - orzekł, podając mi książkę. Spojrzałem się na niego zdumiony, po czym spojrzałem się na okładkę. "Wiersze dla dzieci". Następnie przekartkowałem na wskazane strony i przyjrzałem się im.

Za murami losu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz