Rozdział 5

75 2 4
                                    

V.

Odwiozłam Carrie do domu i ruszyłam w drogę do pracy. Kiedy miałam mało prac domowych w danym dniu, udawałam się prosto do klinki, aby zaoszczędzić sobie zdrowia psychicznego i mniej przebywać w tamtym domu.

Moim drugim ulubionym przedmiotem była matematyka, jak wcześniej wspomniałam. Na pierwszym miejscu zawsze była biologia. Pasja do nauki o genach, tkankach, wiązaniach i budowie ciał wzięła się u mnie z miłości do zwierząt.

Pamiętam jak raz zabrali nas rodzice do zoo i wtedy miałam po raz pierwszy okazję poznać gatunki zwierząt, o których istnieniu nawet nie zdawałam sobie sprawy. Przerażał mnie fakt, że te wszystkie zwierzęta zostały wzięte mimo ich woli i zamknięte za kratami. Nigdy już nie odwiedzałam zoo, ponieważ miałam wrażenie, że te wszystkie zwierzęta spoglądają na mnie w męczeński sposób, a ja nie umiem temu zaradzić.

Kiedy zaczęłam biegać, mnóstwo bezdomnych psów pałętało się za mną w poszukiwaniu wody, czy jedzenia. Większość z nich była naznaczona złym traktowaniem i znęcaniem się. Butelkę z wodą zazwyczaj zabieram ze sobą, ale nie dla siebie, tylko dla tych biednych zwierzaków, które nie mają się gdzie podziać.

Głaskając psa, który jadł resztkę mojej kanapki, a przy tym bez przerwy merdał ogonem, sprawił, że zdecydowałam, że moim powołaniem będzie noszenie pomocy zwierzętom. Dlatego nie planuję zostać projektantką wnętrz, aby zadowalać aroganckich bogaczy. Zamierzam zostać weterynarzem i zadowalać tych, co naprawdę tego potrzebują.

Zjechałam na MainStreet i zaparkowałam pod hrabstwem Miami-Care. To tutaj zaczęłam pracę od września. Rodzice nie mają pojęcia, że jako kelnerka w luksusowej restauracji pracowałam zaledwie dzień. Gdyby dowiedzieli się, czym pragnę się zajmować, prawdopodobnie wyrzuciliby mnie z domu. Rodzina Reed nie może zniżać się do poziomu jakim jest praca jako weterynarz. Nie jest to okazały zawód, jakiego ode mnie oczekują.

Weszłam do klinki i od razu przywitał mnie tłum zwierzaków i ich właścicieli. Moja szefowa, Lexi bierze dofinansowanie, aby utrzymać tę klinikę. Niektórzy nie mają pieniędzy, aby zapewnić godną opiekę nad swoimi skarbami, ale jednocześnie nie mogą pozwolić, aby znalazły się znów na ulicy.

Otworzyłam drzwi do zaplecza i szybko przebrałam się w różowy fartuch. Uwielbiam te długie, szerokie spodnie i koszulę, która nie uciska mnie z żadnej strony. A do tego laczki, które po prostu kocham!

Kiedy znalazłam się w gabinecie, Lexi podawała zastrzyk małej kotce. Szefowa miała miłość do zwierząt wszczepioną od dziecka. Jako mała dziewczynka straciła swojego ukochanego pieska, na którego leczenie jej rodzina nie miała pieniędzy. Obiecała sobie wtedy, że zrobi, co może, aby taka sytuacja się u niej nie powtórzyła.

- Jak było w szkole? - odezwała się, nie spuszczając oczu z igły.

- Jak zwykle. - zabrałam się za sprzątanie i sterylizowanie narzędzi. - Cieszę się, że nie muszę dzisiaj spędzać za dużo czasu w domu.

Lexi wyrzuciła strzykawkę i pogłaskała kotkę po uchu.

- Co cię tak wkurzyło?

Weszła właścicielka kotki, podziękowała i zaraz po niej przyszła kolejna klientka, tym razem z Huski.

- Co my tutaj mamy. - szefowa poklepała czyste piękności po brzuchu.

- Holly ma jakąś narośl na czubku głowy. Nie mam pojęcia co to może być.

- Vittoria, podejdź do mnie. - rozkazała Lexi. - Pomożesz mi.

Posłusznie posłuchałam szefowej i w skupieniu jej asystowałam. Narośl rzeczywiście była duża i prawdopodobnie objęta zapaleniem, co skutkowało ropniakowi. Jedynym rozwiązaniem było najpierw wyciśnięcie ropy, a następnie zdezynfekować otwarta ranę. Kiedy wszystko się zagoi, dopiero wtedy możne będzie rozciąć miejsce, w którym powstało zapalenie i włożyć lek, dzięki któremu będziemy mieć pewność, że wirus się nie rozniesie.

Love's scream /ZAKOŃCZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz