Rozdział 18

59 1 1
                                    

XVIII.

Rodzice wyjątkowo pojawili się na spotkaniu organizacyjnym, na którym były do omówienia kwestie jedzenia, kosztów i tym podobne. Nauczyciele musieli dokładnie wiedzieć, na co dany uczeń jest uczulony, czy chory.

W piątek z samego rana spakowałam wyłącznie najpotrzebniejsze rzeczy, a starą sukienkę wyjęłam z szafy i wepchnęłam do torby. Jadę tam tylko dlatego, że jest to koniecznie. Inaczej, spędziłabym ten weekend w gronie zwierzaków i marudzącej Lexi.

- Vi, widziałaś może moją ładowarkę? - Carrie wpadła do mojego pokoju bez pukania i pierwsze co zrobiła, to zajrzała do moich toreb.

- Nie za wygodnie ci? - rzuciłam jej ostre spojrzenie.

Carrie zaczęła przeglądać moje ubrania, gdy ja szukałam ostatniej rzeczy, którą musiałam ze sobą zabrać.

- No chyba śnisz. - Odwróciłam się w stronę siostry, która klęcząc przy moich bagażach, trzymała żółtawą, prostą sukienkę z kokardą na tyle. - Przecież to jest istny koszmar.

- Nie dla mnie. - odparłam niewzruszona. - To AJ będzie zdruzgotany, a nie ja.

Carrie pokiwała głową, przyznając mi rację. Przynajmniej tę kwestię sobie już odpuściła.

- Nie ma jej tu. - westchnęła z irytacją. - Poszukam na dole.

- Ri, zniosłabyś mi te dwie torby? Muszę jeszcze coś spakować do kosmetyczki. - posłałam jej nienaganny uśmieszek, po czym siostra sumiennie spełniła moją prośbę.

Gdy wyszła, wyjęłam szare pudełko z górnej półki i znalazłam to, czego szukałam. Srebrna zapaliczka mieniła się w mojej dłoni, a rany po oparzeniu już wyglądały nieco lepiej. Skóra wciąż się łuszczyła, pozostawiając białą plamę, ale przynajmniej nie była już taka widoczna.

Wsadziłam zapaliczkę do kosmetyczki i ruszyłam do salonu, w którym czekali na nas już rodzice.

Gloria oraz Samuel Reed wyglądali olśniewająco przeciętnie. Zauważyłam, że mama zaczęła nosić coraz mniej biżuterii, jakby sprawiała jej zawód, a ojciec jak zawsze postawił na klasę, ale tym razem połączył nieco wygodę ze sweterkiem polo i luźnymi, brązowymi spodniami.

Ja założyłam komplet dresów, zważając, że będziemy jechać autobusem kilka bitych godzin. Już naprawdę miałam dosyć ubierania się jak młoda biznesmenka. Dresowe szorty oraz luźna, aksamitna bluza to było to, czego dzisiaj potrzebowałam.

- Skarbie, a czemu tak dziwnie ułożyłaś włosy. - Już się zaczyna.

- Są spięte klamrą. To źle? - Zawinęłam moje czarne włosy w rulonik, po czym zgrabnie spięłam moją ulubioną perłową klamrą. Wyglądało to naprawdę schludnie i pasowało do mojego dzisiejszego stroju.

- Z tego co pamiętam, AJ bardziej lubi cię w rozpuszczonych. - przekrzywiła głowę, próbując wyperswadować mi ten pomysł z głowy. - Przecież masz takie piękne, gęste i lśniące włosy.

Widziałam jak kątem okiem, Ri modli się, bym niczego głupiego nie powiedziała. Jakżebym mogła, skoro ojciec nie spuszcza ze mnie wzroku i wiem, że jedno złe słowo i od razu dostanę od niego naganę.

- Jest mi wygodnie, mamo. Będziemy jechać sporo czasu autobusem, a gdy dotrzemy na miejsce, to się odświeżę i sprawię, by AJ spoglądał tylko na mnie. - Nie mogłam uwierzyć, że to powiedziałam. Carrie parsknęła śmiechem, jednak tata od razu ją upomniał.

- No dobrze. - przystanęła na mój pomysł mama. - Napiszcie do nas, kiedy dojedziecie, dobrze?

Rodzice odwieźli nas pod sam autobus, upewniając się, że się w nim znaleźliśmy. Tak jak wcześniej wyjaśniłam Carrie, musiała jechać ze swoim rocznikiem, natomiast mi przypadał Shawn, Lizzy, Lou, AJ, całe kółko biologiczne oraz... Damon i jego paczka. To było do przewidzenia. Przecież los nie może się nade mną zlitować.

Love's scream /ZAKOŃCZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz