Rozdział 14

58 2 2
                                    

XIV.

Z zamkniętymi oczami i wstrzymywanym oddechem opadałam na dno oceanu. Czyjaś dłoń objęła mnie wokół talii, by wyciągnąć mnie znów na powierzchnię. Wraz z nadchodzącą lekkością i możliwością oddechu, poczułam ulgę. Otworzyłam szeroko oczy i pierwsze co ujrzałam to bezchmurne niebo pięknego Miami Beach. Mewa nad naszymi głowami zataczała koła, jakby porwana była przez niepanujący jeszcze wiatr. Dopiero potem popatrzyłam na Damon'a z włosami mokrymi i zaczesanymi do tyłu. Resztki wody skapywały mu z twarzy, tworząc kompozycję wartą namalowania. Słońce nadawało mu jeszcze większej opalenizny, dzięki czemu nie poczułam się dziwnym wybrykiem natury.

Dotknęłam ciepłego i delikatnie szorstkiego przez zarost policzka. Centymetry dzieliły nas od rozkoszy, o której podświadomie marzyliśmy. Tylko on i ja. Zwykła dziewczyna o imieniu Ria, będąca w ramionach głupiego i naburmuszonego dupka Damon'a. Byłoby zbyt pięknie, gdyby doszło do upragnionego momentu, do którego chciałam doprowadzić.

- Hej, wy! - krzyknął ktoś niedaleko nas. Spojrzałam w stronę dochodzącego głosu i na polu widzenia pojawił się tylko jeden mężczyzna w tym wielkim oceanie. - Zbierajcie się. Burza idzie.

Mężczyzna zaczął wiosłować na desce, kierując się w stronę plaży.

Popatrzyłam na niebo, które nie zapowiadało żadnego deszczu. Niestety za mną, w kierunku niekończącego się oceanu, nadciągały czarne chmury.

- Musimy dopłynąć do brzegu, Ria. - Damon puścił mnie, bym mogła swobodnie się poruszać.

Spoglądałam w chmury, nie mogąc odciągnąć od nich wzroku. Były czarne niczym moje otępiałe serce i roztrzaskane na wszystkie strony jak moja postrzępiona dusza.

- Ria, płyń. - krzyknął Damon.

Uderzenie pioruna było daleko od nas, ale poczułam jakby woda wokół nas zawibrowała. Grzmoty tak szybkie i potężne, że nie mogłam nasycić się ich neonową barwą.

Damon szarpnął mnie za ramię i dopiero wtedy się ocknęłam.

- Ria, to przestaje być zabawne. Musimy uciekać. Burza jest już za blisko nas.

Lęk, który próbował ukryć, sprowadził mnie na ziemię. Może rzeczywiście zwariowałam i powinnam zapisać się na jakąś terapię?

Zaczęłam płynąć tuż za Damon'em, odhaczając każde przebyte dwa metry. Do brzegu mieliśmy około trzy minuty nieprzerwanego płynięcia. Kiedy złapał mnie skurcz w udzie, piorun rozbłysnął tuż nad naszymi głowami. Rozdźwięk był tak głośny, że zaczęło dzwonić mi w uszach. Nie mogłam się skupić, zaczęłam się bać i myśleć o najgorszym.

Wdech i wydech. Wdech i wydech, Vittoria.

- Ria! - Damon podpłynął do mnie i ujął mocno moją twarz. - Musisz wziąć się w garść, rozumiesz? Zrobisz to dla mnie?

Paraliż był tak mocny, że nie wiedziałam, co mam zrobić. Zaczęły dochodzić do nas krzyki ludzi z plaży, żebyśmy stamtąd uciekali.

- Vittoria! - krzyknął. - Zrobisz to dla mnie?

Potaknęłam głową i, gdy fizycznie byłam już gotowa do ucieczki, piorun uderzył obok nas, tworząc falę i rozdmuchując wodę. Mały wir zawinął się wokół mojej kostki i pociągnął w głąb mroku i nieznanego. Woda napłynęła mi do gardła, a panika przejęła kontrolę nad rozumem. Jedyne co mi zawsze pomagało, to głębokie oddychanie, na którym musiałam się skupić. Lecz nie w tej sytuacji, nie w tym momencie. A jednak otworzyłam usta i zaciągnęłam się słoną wodą, która ukróciła mój ból.

***

Woda. Ciemna otchłań zabierająca mnie w swoje sidła. Tylko tyle pamiętam, zanim ocknęłam się w sali szpitalnej. Czy byłam rozczarowana, że właśnie coś takiego mi się przytrafiło? Nie. Czy byłam rozczarowana, że na krześle nie siedział Damon, lecz moja mama? Tak.

Love's scream /ZAKOŃCZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz