XVI.
Otworzyłam szafkę zdartą z żółtej farby i wyjęłam podręcznik do angielskiego. Przed pójściem na zajęcia, musiałam jeszcze wstąpić do biblioteki, by zaopatrzyć się w lekturę, z której dzisiaj mam napisać test. Przeczytałam ją dwa lata temu i nie miałam nawet głowy, by dobrze przygotować się do egzaminu. Co będzie, to będzie – pomyślałam.
Biblioteka liczyła około sto metrów kwadratowych, z czego większość miejsca zajmowały puste stoliki, przy których powinni siedzieć uczniowie zajęci nauką. Tak naprawdę rzadko kiedy, ktoś odwiedzał to miejsce, wyjęte z całkowitego ciepła, która każda biblioteka powinna posiadać. Wysokie regały, zapełnione nudnymi, szkolnymi książkami, witały już od samych drzwi. Na szczęście „The Hound of the Baskervilles" leżała tuż przed moim nosem. Wzięłam przedostatni egzemplarz i skierowałam się do najmilszej nauczycielki chyba w tym liceum. Blond loki opadały na jej ramiona, a dosyć pulchna sylwetka wystawała zza lady. Na stole miała poukładane idealnie wszystkie znaczniki i karty uczniów. Spojrzałam w jej piwne oczy, na których malowała się radość i chęć pracy.
- Witaj, Vittorio. - posłała mi promienny uśmiech. - Dawno cię nie widziałam. - na jej twarzy pojawił się lekki grymas, którego nie chciała maskować. Może naprawdę było jej przykro, że rzadko odwiedzam książkowe progi.
- Może jakby znalazło się na regałach więcej ciekawszych książek, to bym częściej tutaj zaglądała. - odpowiedziałam zbyt szorstko, niż miałam w zamyśle. - Oczywiście wiem, że to nie pani wina. - dodałam, tłumacząc się. - Na miejscu naszego dyrektora wprowadziłabym tutaj więcej literatury obyczajowej, a może i kryminału.
Pani Summer rozchmurzyła się, czując ulgę, że nie będzie musiała znosić nastoletniego buntu.
- Kryminał? Zapomnij, Vittorio. - zachichotała pod nosem. - By dać wam jeszcze sposobność na zaplanowanie tajemniczej śmierci, w której pod koniec okaże się, że tak naprawdę dyrektor zginął z rąk swojej zazdrosnej żony? Nie ma mowy.
Odwzajemniłam uśmiech, podając książkę do rąk pani Summer.
- Może ściągniesz kaptur i nieco się rozchmurzysz? - Całkowicie zapomniałam, że przez cały ten czas nosiłam kaptur na głowie. Rano nie myślałam o niczym innym, jak o wygodnej, luźnej bluzie, która zakryje moje poranione ciało. Spódniczkę dobrałam tylko po to, by AJ się na mnie nie wkurzał. Za to glany z łańcuchami były miłym dodatkiem i odwzorowaniem mojej złości na świat i mężczyzn. - Nie chowaj tej pięknej twarzy za osłoną kaptura. To oni mają chować się przed tobą, a nie ty przed nimi.
Jeden wyraz twarzy wystarczył, by pani Summer mnie rozgryzła. Cicha myszka, kryjąca się za stosem nudnych książek, po kryjomu zbierająca informację na temat uczniów i ich problemów. Jednak nie ma co, wystarczyło, by tylko na mnie spojrzała i mogła czytać ze mnie jak z otwartej księgi.
- Chodzi o tego... jak mu tam... Damon'a? - wpisała książkę pod moim nazwiskiem, nie patrząc chociaż przez chwilę na mnie.
- Ale skąd pani wie? - Zacisnęłam palce mocniej wokół paska od plecaka, martwiąc się, że informacja o mnie i o Damon'ie wyszła szybciej, niż mogłam się spodziewać. AJ by mnie chyba wtedy zabił.
- Widziałam was dosyć dawno temu na trybunach. Uroczo się między sobą przekomarzaliście.
Otworzyłam szerzej oczy, przez chwilę myśląc, czy pani Summer nie jest stalkerką.
- Bez obaw. - machnęła ręką, widząc moją dezorientację. - Nie podglądałam was. Po prostu potrzebowałam przerwy, by się przewietrzyć, a wy akurat tam się znaleźliście.
Dosyć standardowa wymówka, ale wciąż nie byłam pewna co do tej miłej i niepozornej nauczycielki.
Podniosłam książkę ze stołu i włożyłam ją do plecaka. Szybko chciałam po prostu stąd już wyjść i przestać myśleć o jedynej osobie, która sprawiała sens w moim życiu. Ale najwidoczniej nawet nauczyciele będą mi przypominać, że szczęście nie jest mi pisane.
CZYTASZ
Love's scream /ZAKOŃCZONE/
Fiksi RemajaVittoria Reed jest idealnym przykładem na to, że życie nie jest sprawiedliwe. Nakładana presja oraz toksyczni przyjaciele nie ułatwiają jej życia w Charles Central High School. Dziewczyna musi zmagać się z surową i ignorancką postawą rodziców, którz...