animantia

137 8 14
                                    

/ Sceny z nagrania opisywanego w filmie inspirowane były tajemniczym projektem z Youtube'a, nagranym przez użytkownika Robert Helpmann. Jednym z tych przerażających filmików jest własnie "daisy playing", które również było inspiracją dla tytułu mojej książki. /

***

poczta interia.pl 🌐

Brak tematu

od: a12y2212002@onet.pl

do: vitek.novak@interia.pl

Ostatnio, w moje ręce trafił pewien antyk. Kukła wyglądem nie różniąca się od innych. Pamiętam, że w pierwszych dniach była nazbyt żywotna. Choć szczelnie oprawiona taśmą izolacyjną, usiłowała zmienić miejsce położenia. Po ostatnim upadku z klatki schodowej nie ma już problemu z utrzymywaniem jej w jednym miejscu. Często stawiam ją na bujanym krześle w przedpokoju, gdy najdzie mnie ochota na czytanie książki lub słuchanie muzyki klasycznej. Ale ona nie lubi tego typu utworów. Zawsze, gdy włączam tego typu muzykę, słyszę szelest worka, którym zabezpieczyłem jej kończyny. Ale nie narzeka, uniemożliwia jej to plastik oraz skrawki materiału umieszczone w jej strunach głosowych. To jedyna istota, która od wielu lat dotrzymuje mi towarzystwa i nie próbuje przede mną uciekać.

załącznik: animantia.avi

✉ ✉ ✉

Wiadomość na poczcie e-mail zatrzymała przebieg lekcji informatyki. Ale tylko personalnie, gdyż przyszła jedynie do jednej osoby. Dla Witka czas jakby stanął w miejscu. Chłopak wpatrywał się w tekst, po raz kolejny śledząc wzrokiem linijki i słowa, które z każdym kolejnym razem stawały się zlepkiem znaków i liter pozbawionych sensu. Nie wiadomo, kim był autor wiadomości i jaki był jego cel. I czy tekst nie pochodził z jakiegoś horroru i nie został napisany przez jakiegoś innego ucznia, którego celem było zastraszenie bądź zrobienie głupiego kawału. Jednak Witek nie dotarł do sedna całego przekazu i sensu, gdyż najgorsze czekało na niego jeszcze w załączniku. Gdyby zobaczył to na swoim komputerze, z pewnością obawiałby się otwarcia pliku z powodu ryzyka zawirusowania urządzenia. Jednak absolutnie nie obchodził go stan szkolnych rzępołów, na których jedynymi programami były Excel, a jak działał Internet to ach, święto i impreza! Nawet nikt by się nie zorientował, gdyby na tym szmelcu zainstalowano wirusa, więc licealista najechał strzałką na podświetlony tekst i otworzył video. Lekcją nie interesował się nikt, gdyż połowa osób grało w pasjansa lub inne Windowsowe gry karciane. Pozostali rozmawiali i ignorowali obecność nauczyciela. Klasa maturalna, nikogo nie interesowała informatyka, z której i tak każdy dostałby piątkę za włączenie Worda.

Nim uruchomił załącznik, momentalnie wylogowało go z poczty. Zdenerwował się, kiedy zobaczył monit o braku połączenia sieciowego. A do dzwonka brakowało kilka minut. To był chyba pierwszy raz, kiedy podświadomie prosił o to, by lekcja trwała dłużej. Chciał mieć więcej czasu na to, by zapoznać się ze sprawą. Kiedy nadeszła przerwa i uczniowie zaczęli opuszczać pracownię, postanowił załatwić to w inny sposób. Jak już wcześniej była mowa, otwieranie plików z nieznanych źródeł nie było rozsądną decyzją, a zakup komputera nie należał do rzeczy tanich, więc Witek nie zamierzał narażać swojego domowego, ciężko zarobionego sprzętu. Stwierdził, że skłamie na temat potrzeby użycia Internetu.
"Czy mógłbym przyjść tutaj po lekcjach? Potrzebny mi Internet do pewnego zadania, a nie mam w domu komputera" — tak dokładnie brzmiały jego słowa. Na szczęście, nauczycielka nabrała się na spontanicznie wymyśloną wymówkę. Mówcie, co chcecie, ale w roku dwa tysiące drugim łatwo było w coś takiego uwierzyć, gdyż mało kto posiadał dostęp do sieci w domu bądź mieszkaniu.

𝐃𝐚𝐢𝐬𝐲Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz