remissionem

120 8 45
                                    

| tytuł [z łaciny] ─ przebaczenie |

❉ ❉ ❉

Nie chciała wracać do domu. Nie po tym wszystkim, co stało się niecałe trzydzieści minut temu. Zostawiła Maksima na środku przypadkowej łąki, zmierzając w stronę opuszczonego warsztatu, w którym zazwyczaj odbywały się spotkania powoli rozpadającej się już paczki. Deszcz padał przez cały czas a słońce zniknęło za horyzontem, a jego rolę zastąpiły gwiazdy pojawiające się na przyciemnionym już niebie. Ani Raskolnikov ani Krynicka nie byli w stanie wydobyć z siebie słowa podczas drogi powrotnej. Po prostu bez słowa zmienili zakrwawione ubrania na nowe, zostawiając tamte w dworskich lochach. Nie było to odpowiedzialne, ale czy ktokolwiek z tej dwójki był w stanie myśleć racjonalnie po takim wydarzeniu?
Usiadła na materacu i wpatrywała się pusto w ścianę. Choć było zimno, zdjęła z siebie beżowo-czerwoną bluzę, którą pożyczył jej Maksim. Nie była w stanie określić czy jest jej duszno, czy zimno. Wydawało jej się, że to i to jednocześnie. Położyła ubranie obok i zamknęła oczy, skulając się w kącie i opierając głowę o swoje kolana. W jej umyśle wciąż przejawiały się obrazy oraz sceny z dzisiejszej wizyty w opuszczonym dworze.

Krew pokrywała posadzkę, a zamaskowany mężczyzna leżał martwy. Zamordowany przez jej przyjaciela, który przekroczył granicę dzielącą samoobronę od morderstwa. Mógł strzelić raz, obezwładnić napastnika. Ale nie, przecież lepiej było dokonać kilka strzałów i napierdalać w niego kulami nie zwracając w ogóle uwagi na jej słowa proszące, by przestał i aby ruszyli do ucieczki. Rozumiała, że znaleźli się w niebezpieczeństwie i musieli jakoś zniwelować zagrażającego im typa, jednak Maksim ewidentnie "lubił sobie postrzelać", tak jak to powiedział zanim weszli do dworu. Było jej najzwyczajniej w świecie przykro. Przecież dopiero co powiedział, że żałuje samego faktu należenia do armii i zabijania ludzi, a teraz wybiera morderstwo jako pierwsze rozwiązanie. Bo przecież obowiązek brania udziału w wojnie nie wynikał z jego inicjatywy, nie zasługiwał wtedy na określanie siebie mordercą. Alce było go szkoda i dlatego pozwoliła mu zamieszkać u siebie, do tego na prawdę się zaprzyjaźnili. Ale po tym, co stało się praktycznie przed chwilą zaczęła rozumieć jego obawy przed samym sobą i swoją skłonną do agresji naturą. Nazywanie siebie w taki sposób chyba musiało odnosić się do czegoś więcej niż samej wojny. Nie znała go i nie wiedziała, co ukrywał.

Wściekła się na samą siebie, iż pozwoliła nieznajomemu uciekinierowi zamieszkać w jej domu, a on z każdym dniem ujawniał coraz więcej swych tajemnic. Co jedna, to bardziej przerażająca. Czego jeszcze można było się o nim dowiedzieć oprócz tego, że spędził całe życie w zmanipulowanej przez polityczną propagandę rodzinie, walczył na wojnie domowej Rosji z Republiką Czeczenii? Czy ukrywał jeszcze coś więcej? W tym momencie przypomniał jej się incydent z łazienki sprzed tygodnia, gdzie Maksim miał jakieś urojenia, mówił coś o krwi na rękach i nie zwracał uwagi na otoczenie. Te halucynacje nie mogły wynikać z niczego. To musiało być coś więcej niż poczucie winy powodu pozbawiania życia militarnych wrogów na polu walki, a do czegoś znacznie głębszego skoro z taką łatwością przeistoczył akt samoobrony w zabójstwo? Teraz już nic nie było w stanie jej zaskoczyć. Alka nie była jednak świadoma jego największego sekretu, który szatyn ukrywał przed wszystkimi. Sekretu, który miał na myśli używając stwierdzenia, iż na zawsze będzie mieć już krew na rękach. Rozumiała to zdanie tylko po części, nawiązując do wojny, w której brał udział i ostatniego właśnie incydentu.

Mimo wszystko, nie była w stanie nienawidzić Rosjanina i kazać mu się wynosić. Choć brzmiało to absurdalnie, nie bała się go, mimo minionej akcji i usłanej trupami przeszłości. Przez te dwa miesiące mieli za sobą wiele wspólnych chwil oraz rozmów, które miały pozostawić po sobie mnóstwo wspomnień na wiele lat. Oprócz tego, że dobrze się rozumieli, to świetnie się bawili wychodząc choćby na domówki i wracając po pijaku do domu babci Zosi.
Wiedzieli o sobie na prawdę wiele i darzyli się zaufaniem i zrozumieniem. I pewnego rodzaju wdzięcznością za wyrozumiałość i chęć wzajemnej pomocy. Co prawda, na obecną chwilę rzuciła kilka mocno emocjonalnych słów o tym, aby już nigdy się jej nie pokazywał na oczy, jednak zamierzała zaraz po niego wrócić i po prostu udać się z nim do domu, gdyż zaczęło się ściemniać. Drzwi zaskrzypiały, wpuszczając nieznaczną ilość światła do pomieszczenia. Minęło zaledwie kilka minut, a ta pierdoła już wróciła. Mowa oczywiście o Maksimie, który niepewnie zajął miejsce na starym materacu.

𝐃𝐚𝐢𝐬𝐲Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz