nasze intencje niczym się nie różnią

156 11 65
                                    

Donośne darcie i przekleństwa niosły się na klatkę schodową w niewielkiej kamienicy o równie niezbyt interesującym wystroju. Korytarze lokalu i klatka schodowa chyba dawno nie poczuły na swej powierzchni ścierki czy mopa, nie mówiąc już o renowacji przez kilka pokoleń. Zardzewiałe, popękane balustrady i zakurzone parapety były standardowym widokiem dla mieszkańców, aczkolwiek nikt nie podjął się jakichkolwiek działań aby poprawić warunki i estetykę przestrzeni publicznej budynku. Każdego obchodziła raczej jego własna strefa i to, co znajdowało się za ich osobistymi drzwiami zdobiącymi długi hol. Cienkie gipsowe ściany jak i spleśniały sufit widziały i słyszały wiele przez całą swą karierę. W tym miejscu każda awantura była widowiskiem dla sąsiadów, z wzajemnością. A czy ktoś interweniował? Jasne, że nie. Normalizacja przemocy, fizycznej jak i psychicznej oraz patologii była na porządku dziennym w polskim społeczeństwie roku dwutysięcznego drugiego. Metody wychowawcze osób o słowiańskim pochodzeniu ograniczały się do nieuzasadnionych szlabanów, rekwirowania własności swoich podopiecznych oraz wyżywania się na nich na każdy możliwy sposób. Bowiem przecież każdy tak robił, a w przypadku młodszych dzieci nie obeszło się bez wszystkim znanego klapsa. Trzeba nauczyć gówniarzy, mawiała między innymi pani Kowalczyk, matka Anety.

─ Wszystko masz, gówniaro, a umyślałaś sobie telefon? Przecież masz już. Myślisz, że ojciec ma pieniądze na twoje widzi-mi-się?! ─ Kobieta będąca kilka lat po swojej czterdziestce podniosła głos na córkę, która próbowała w spokoju zjeść obiad po całym dniu szkoły.

─ Dziewczyny przestały ze mną wychodzić tylko dlatego, że nie mam jak odczytywać i odpisywać na SMS-y, bo na tym szmelcu nie istnieje taka funkcja! ─ Zdenerwowała się brązowooka, uderzając szklanką z sokiem o blat stołu.

─ Gówno mnie obchodzą twoje durne koleżaneczki. Może te głupie smarkule mają bogatyh tatuśków, którzy kupują im wszystko na ich życzenie, ale my niestety nie mamy takiego szczęścia, więc zamknij się i żryj, nie truj mi dupy ─ Matka opuściła kuchnię udając się do pokoju, w którym przebywało jej młodsze potomstwo. Aneta po prostu spokojnie zapytała, czy rodzice nie dołożą nieco środków do kupna nowego telefonu. Westchnęła, wiodąc jeszcze chwilę wzrokiem za oddalającą się sylwetką matki, po czym niechętnie powróciła do jedzenia zupy pomidorowej, która wydawała się być sprzed kilku dni przez swoją średnią jakość.

Dziewczyna skrzywiła się, wstała z miejsca i umieściła niemożliwe do zjedzenia danie w zlewie, wcześniej wylewając zawartość talerza. Pobiegła do pokoju, który dzieliła z o prawie cztery lata młodszą siostrą ─ Mileną, rzucając się na łóżko oddzielające część pokoju jej siostry dużą szafą i meblościanką. Była najstarsza z rodzeństwa, zmuszona do dzielenia się wszystkim z młodszym potomstwem państwa Kowalczyk. Położyła się na brzuchu, wciskając twarz w poduszkę. W pomieszczeniu było ciemno, zbliżał się wieczór. Zaświeciła jedynie małą lampkę nocną, zerkając kątem oka na kolekcję plakatów pokrywających meble. Marzyła jej się nokia bądź motorola z klawiaturką i funkcją pisania SMS-ów. Tak jak każda nastolatka, pragnęła być na czasie. Chciała dorównać swoim rówieśnikom, którzy kpili z tak zwanego "rzępoła" i "gratu" wielkości cegłówki, który brunetka posiadała. Dzwonienie do kolegów ze szkoły zostało uznane za przestarzałe. Coraz więcej osób wysyłało do siebie nawzajem wiadomości tekstowe bądź zawierało przyjaźnie na odległość za pomocą portali Gadu-Gadu czy też publikacjach na Fotce, udając się po lekcjach do kafejki komputerowej. Ci, co mieli szczęście i nieco bogatszych rodziców, ogarnęli sobie choćby stary sprzęt z dostępem do sieci. W gorszej sytuacji znajdowali się nastolatkowie z tych uboższych rodzin, gdzie ojciec musiał harować w jakimś tanim biznesie, a matka zajmowała się domem i gromadką dzieci.
Aneta bardzo dobrze wiedziała jak to jest dorastać w niższej klasie społecznej, zamieszkując małą klitkę w bloku z czwórką rodzeństwa i rodzicami. Stwierdzenie głoszące, iż pieniądze szczęścia nie dają było fałszywe i niezgodne z prawdą. Trzeba było być ustawionym i żyć na poziomie, aby znajomi się od ciebie nie odwrócili. Malwina, Kaśka oraz Lidka ─ jej dotychczasowe koleżanki, przestały kontaktować się już z Anetką, kiedy ta zaprzestała co-piątkowych wizyt w Pruszkowskiej Galerii, po lekcjach. Skąd miała wiedzieć o spotkaniach, skoro jej grupka umawiała się właśnie poprzez SMS-y, uniemożliwiając jej dostęp do umówionych godzin spotkań? A co najważniejsze, skąd miała pozyskać pieniądze? Wszelkie dochody samodzielnie zarobione musiała przeznaczać na budżet domowy, mogąc zapomnieć o ciuszkach z typowych sklepów, które odwiedzała reszta szczęśliwszych dziewcząt. Szczęśliwszych, bogatszych lub przynajmniej ze średniej klasy finansowej.

𝐃𝐚𝐢𝐬𝐲Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz