na ścianach ślady krwi

414 28 109
                                    

Trójka młodych mężczyzn przesiadywała w opuszczonym budynku znajdującym się w środku lasu. Jeden z nich, który siedział na fotelu, był wysoki i dobrze zbudowany. Włosy miał ciemne, ogolone na przysłowiową zapałkę. Jego oczy były koloru piwnego. Ubrany był w kraciastą, zieloną koszulę i luźne, beżowe spodnie. Mimo swej przystojnej urody, wyglądał trochę groźnie i wrednie. Wizualnie, wydawał się być osobą często wdającą się w bójki i wiele osób myślało, że był tym niebezpiecznym typem, tak zwanym dresem z osiedla. Wrażenie to zgadzało się jedynie częściowo. Bił się z kolegami jedynie dla zabawy, były to po prostu wygłupy zwane przez nich żartobliwie ćwiczeniami wojskowymi, potrzebnymi im do przeżycia w Rzeczpospolitej Polsce, czyli kraju wódką i cebulą płynącym. A tak na prawdę był bardzo wyluzowany i towarzyski, miał mnóstwo znajomych. Chłopak ten nazywał się Tomasz Lisicki i miał dwadzieścia lat.

Drugi był nieco niższy, a jego sylwetka była szczupła i smukła. Wyglądał na miłego i przyjaznego, lecz od ostatniego czasu wydawał się być strasznie przygnębiony i zmartwiony. Paweł Santorski - bo tak się nazywał, był szatynem o jasnych oczach, ubranym w czarny t-shirt z czaszką i jeansową katanę. Chodził do klasy z Tomkiem i byli najlepszymi przyjaciółmi od dzieciństwa. To właśnie jego siostra była tematem, którym żyła ostatnio cała ich miejscowość, a nawet województwo. Paweł był bardzo przyjacielski i uczynny, jednak często obwiniał się za wiele niepotrzebnych rzeczy na które nie miał wpływu.

Ostatni z nich był najniższy, chudy i drobny. Brunet nazywał się Witek Nowak, był energicznym śmieszkiem i chłopaki zawsze mieli teorie do tego, czy nie był gejem. Nie mieli pojęcia, czy jego niby żartobliwe podrywy i teksty były na serio, czy też faktycznie po prostu cisnął sobie z nich bekę, patrząc na ich miny. Często trzymał się też z dziewczynami, chodził z nimi na zakupy, dlatego według Tomka i Pawła idealnie spełniał definicję stereotypowego, przesadzonego homoseksualisty z filmów komediowych.

Pomieszczenie, w którym siedzieli wypełnione było licznymi kartonami oraz zupełnie losowymi rupieciami. Gdzieś w kącie leżało wiadro z miotłą, na parapecie stały zaś puste butelki po wódce, puszki po piwie lub innych napojach. Na podłodze walały się książki, oderwane strony pożółkłych gazet oraz kolorowych czasopism. W pokoju były dwa zniszczone, podziurawione materace ze starymi kocami i poduszkami. Jeden leżał pod ścianą, drugi pod oknem z dużym parapetem, który służył jako półka. Na przeciwko widniała kuchenka, umywalka oraz lustro, obok którego wisiały stare patelnie. Na palniku stał pojedynczy rondel a cała półka zagracona była różnymi naczyniami. Budynek ten był dawnym, jednopiętrowym warsztatem i garażem z piwnicą, który należał kiedyś do pana Stanisława Lisickiego. Obecnie miejsce to było drugim domem jego syna - Tomasza, który dzisiejszego, jesiennego wieczoru przesiadywał na materacu ze swoimi dwoma kolegami popijając piwo i bujając się do muzyki rozbrzmiewającej ze starego radia. Odtwarzacz z pewnością przeżył więcej niż jedno pokolenie.

Powracając do ojca Tomka ─ gdy mężczyzna wybudował sobie nowszy warsztat, przeznaczył dawną lokację na miejsce spotkań dla swojego syna, do którego mógłby zapraszać znajomych lub przeznaczyć do celów własnych, na przykład rozwijania swoich zainteresowań. Melina pełniła rolę głównego miejsca zgromadzeń paczki przyjaciół z Czechowic. Tego dnia nie było inaczej, mieli urządzić sobie piątkowe picie. Niestety, w przypadku czechowickiej młodzieży spełniał się Polski stereotyp o nadużywaniu wódki. W taki sposób nastolatkowie i osoby, które ledwo osiągnęły wiek pełnoletni, zatapiały swoje problemy i odcinały się od rzeczywistości. Rzecz jasna tłumacząc się tym, iż po prostu pili dla towarzystwa i rozweselenia atmosfery. A w przypadku większości z nich, obecny styl życia miał drugie, znacznie głębsze dno. Między innymi przez kłopoty w szkole bądź nieciekawe sytuacje rodzinne.

Stłumiony dźwięk stereo o charakterystycznym pogłosie, co jakiś czas przerywały lekkie zakłócenia, których przyczyną mogły być zarysowania na często odtwarzanej płycie. Leciała piosenka Paktofoniki, pod tytułem Jestem Bogiem. Był to jeden z ulubionych kawałków oraz zespołów trójki przyjaciół. Jeżeli chodziło o zagranicznych twórców, Tomek i Paweł uwielbiali twórczość zespołu Queen, często słuchali też utworów Abby. Witek wstał z miejsca i udał się do kredensu w celu wyciągnięcia swoich zapasów jedzenia i słodyczy, które uzbierali przez ubiegły tydzień. Zawsze umawiali się w taki sposób, że każdy przynosił lub kupował coś po trochu, żeby było sprawiedliwie. I tym sposobem mieli cały prowiant na piątkowe imprezy. Witek otworzył szafkę, jednak zauważył tam jedynie butelkę coli, paczkę chipsów i jedno opakowanie ciastek. Butelek wódki było pięć. Doskonale pamiętał, że ostatnio kredens mieścił ich ponad siedem.

𝐃𝐚𝐢𝐬𝐲Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz