musisz być kimś

141 17 53
                                    

Wiele złego staropolskie kamienice słyszały przez ubiegłe lata. To, co działo się w mieszkaniu numer dwa, zostawało pomiędzy popękanymi, spleśniałymi ścianami. Paweł wiedział o jednym ─ nie można było mówić nikomu. Gdy sąsiedzi słyszeli krzyki i awantury o godzinie dwudziestej trzeciej należy powiedzieć, że po prostu im się zdawało. Przecież na pewno uwierzą. Bo przecież trzeba być kimś. Kiedy matka w łóżku całymi dniami przeleżeć potrafiła z tęsknoty za zaginioną córką, to ojciec przyprowadzał kochanki, a raczej dziwki, które miał już każdy. Że on się nie bał nabawić jakiejś choroby, a niby tak bardzo dbał o moralność swojego domu i tajemnice zachowywać kazał. Przesiadując z nimi na obszczanej, nie zmienianej od dekad kanapy przeżytej przez kilka pokoleń i popijając tanie piwo zakupione w monopolowym przy ulicy Słowackiego.

Wtedy można zrobić jedno. Zamknąć się w czterech ścianach swojego pokoju, zagłuszyć dźwięki przebiegu życia codziennego. Muzyką z i własnymi myślami. Dzisiejszego deszczowego wieczoru nie było inaczej. Blondyn zaszył się jak zwykle w swym bezpiecznym uniwersum. Zasiadł  przy biurku i pozwolił zmęczonym powiekom opaść na tyle nisko, by na chwilę zamknąć przekrwione z niewyspania oczy. Włączył komputer, na który uzbierał sobie samodzielnie i oddawał się wirtualnemu światu. Skrzywił się słysząc kobiecy chichot i tupot szpilek dobiegający z klatki schodowej. I to na pewno nie była jego matka. Popadła w głęboką depresję, a jako bezrobotna nie miała gdzie pójść.
  Mąż groził jej wypędzeniem z mieszkania. Pani Santorska wiedziała, co robił. Ale ją już nic nie obchodziło. Nie wierzyła już w odnalezienie Danki oraz w zmianę swojego nieangażującego się w życie rodzinne małżonka. To ciągło się już od wielu lat, Paweł żył w takim domu odkąd pamiętał. Alkoholizm ojca, długi i kryzysy, czasem nawet brakowało w domu prądu czy ciepłej wody. Panował straszny syf, meble były stare, w lodówce świeciło pustkami. Miał za złe matce, że nie potrafiła stanąć na nogi i była zależna od tego pijaka. Jednak co mógł zrobić? Jej depresja przejęła górę. 

 Mógł tylko milczeć i skrywać się za kurtynami tego chorego teatrzyku zwanego dysfunkcyjną rodziną. Sztuka została pozbawiona najbardziej promiennej i ratującej spektakl marionetki. Daisy odeszła, kamienica numer dwa przy ulicy Majowej straciła resztki pozytywnej aury. Krzysiek - starszy brat, pojechał za granicę. Znalazł pracę w Niemczech i poznał tam swoją obecną narzeczoną, osiedlając się na stale w Berlinie. Jego rodzeństwo w jakimś stopniu jeszcze sprawiało, że świat mu się nie zawalił, mając na myśli życie pod jednym dachem z rodzicami. Młody mężczyzna znikał z mieszkania na tak długo, jak było to możliwe. Chodził do szkoły, pracował jako kelner w jednej z pobliskich kawiarni, a następnie zapełniał pozostałą lukę spotkaniami z przyjaciółmi. Rażąco białe niebo widoczne zza odsłoniętych całkowicie zasłon kontrastowało z zaciemnionym pomieszczeniem, rażąc go w oczy.

Jakimi przyjaciółmi?

Teraz już nie było tak samo. Kiedyś on, Witek i Tomek byli nierozłączni. Obecnie wszystko zaczęło się wulgarnie mówiąc, jebać. Nowak częściej spędzał czas z Aleksą i Maksimem albo w samotności, Lisicki zaś włóczył się z jakąś patologią i stał się osiedlowym dresem. Wdał się w podejrzane towarzystwo, często bywał w oddalonym trzy kilometry od Czechowic Pruszkowie. Wracał albo z obitą mordą albo z kupą kasy. Pewnie wkręcił się w jakiś gang bądź kartel, tak sądził Paweł. Aczkolwiek wtrącać się nie zamierzał, bowiem zaistniałby kolejny powód do kłótni. Ostatnio po prostu grzecznie zapytał, a Tomasz wyskoczył na niego z wypowiedzią pełną agresji. "Co cię to kurwa interesuje, nie jesteśmy w podstawówce, mordo" - mawiał kolega.

Po skończeniu krótkiej rundy w tibię, niebieskooki wyłączył komputer i sięgnął po telefon. Napisał sms-a do Witka i Tomka. Chciał, aby było tak jak dawniej. Miał ochotę po prostu z nimi wyjść. Czy to na rowery, do lasu, a może nad rzekę aby strzelić po piwku i porozmawiać o pierdołach. Bardzo mu tego brakowało. Zastanawiał się, czy powiedzieć swoim przyjaciołom o tym, że coraz bardziej upodabniał się do swojej matki w kwestii zdrowia psychicznego. Izolował się. Na początku ograniczało się to tylko do zwykłej niechęci związanej z egzystencją. Później pojawiły się myśli o samobójstwie.
Natrętne wizje wieszania się w opuszczonym garażu blisko dworu ponownie nawiedziły umysł Pawła. Nie wiedział dlaczego akurat to miejsce. Być może zbyt bardzo kojarzył je z Danutą, która często tam spacerowała po zamknięciu się Zespołu Dworskiego w Czechowicach. Gdy park oraz kąpielisko jeszcze funkcjonowały, również często tam przychodzili. Z całą paczką. A obecnie lokacja opustoszała. Ale czy w zupełności?  Przecież był jeszcze Marian Iwaszkiewicz, o którym opowiedział mu Witek. Średnio wierzył w jego wyolbrzymienia. Owszem, sam widział rzekomego szlachcica, jednak uznał go po prostu za osobę nadzorującą swój majątek. Nic w tym podejrzanego, szybko zapomniał. Do czasu. Z niecierpliwością czekał na odpowiedź, stukając nerwowo w szybkę i tak stłuczonej już Nokii.

𝐃𝐚𝐢𝐬𝐲Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz