2. Trzecia wojna światowa

7.4K 192 28
                                    

Niecały miesiąc później olałam już wszystko. Był środek tygodnia, a ja leżałam na kanapie u Luke'a oglądając jakąś denną operę mydlaną, którą włączył.

Za dwa dni był koniec roku, a potem dwumiesięczne wolne od wszystkiego. Zero nauki, zero wstawania o 6, zero testów. Brzmi, jak moje największe marzenie.

- Chcesz iść po popcorn do kuchni? - spytał wkładając sobie do buzi ostatnią garść z miski.

- Tak, o niczym innym nie marzę - nakryłam się bardziej kocem pokazując, że nie mam zamiaru nigdzie iść. - Sam się rusz, trochę ruchu nie zaszkodzi.

- No weźźź - westchnął głośno kładąc głowę na moim ramieniu. - Tak mi się nic nie chcę, że...

Nie zdążył dokończyć, bo przerwało nam pukanie do drzwi. Wtedy chcąc nie chcąc musiał wstać z kanapy, a raczej się z niej stoczyć. Ja za to nie zamierzałam się ruszyć i korzystając z okazji, że on wstał rozwaliłam się na całą kanapę.

- Myślałem, że przyjeżdżacie jakoś za dwa tygodnie - usłyszałam głos Luke'a zbliżający się w moją stronę.

- Niespodzianka - zaśmiał się jakiś inny chłopak, którego głos znałam, ale nie wiedziałam skąd. - Urosłeś, mały Luki.

Teraz to ja się zaśmiałam słysząc to przezwisko. Wiedziałam, że będę go nim męczyć przez najbliższy czas.

Po chwili do pokoju wszedł Luke, z dwoma innymi chłopakami. Jeden z nich był jego wzrostu i miał jasne włosy, a drugi był trochę wyższy i miał o wiele ciemniejsze włosy, które podchodziły pod brąz.

- Czy to mała Via - powiedział ten niższy i wtedy od razu skojarzyłam, kim są.

- Connor! - wstałam z łóżka i podeszłam bliżej nich.

- Cóż za zdziwienie, czyżby mały Luki nie wspomniał, że przyjedziemy? - znów się zaśmiał siadając na kanapie. - Pamiętasz nas, co nie?

- Jakbym mogła zapomnieć. Nigdy wam nie daruję tego, że wrzuciliście mnie wtedy do basenu.

Po chwili wszyscy siedzieliśmy na kanapie wspominając tamte lato. Connor prawie ciągle się śmiał i z zachowania bardzo przypominał mi Luke'a.

Liam za to prawie się nie odzywał. Jedynie na początku rzucił jakieś cześć, które powiedział bardziej pod nosem, niż do mnie. Potem powiedział, że musi coś załatwić i zwyczajnie wyszedł.

Pamiętam, że jeszcze parę lat temu był o wiele bardziej rozmowny. Byli wtedy z Connorem bardzo podobni, za równo i z zachowania, jak i z wyglądu. Teraz na pierwszy rzut oka było widać, że diametralnie się różnili.

- W tą sobotę nasi rodzice jadą jeszcze do Orlando załatwić parę rzeczy. Robimy kameralną imprezę dla znajomych - powiedział Connor wychodząc. - Weź siostrę, Via, zaproście jakiś znajomych i wpadajcie.

- Wiesz, ja w sumie nie przepadam... - zaczęłam, ale mi przerwał.

- Co ty gadasz, będą tylko najbliżsi znajomi, musisz być. Jak za starych dobrych czasów.

- Miałam 9 lat, a nasze imprezy opierały się na piciu soczków i ewentualnym graniu w butelkę.

- Daj spokój, Luke cię przypilnuje, żebyś przyszła. Prawda mały Luki? - popatrzył na niego, a ten się uśmiecnął porozumiewawczo. - To w takim razie do zobaczenia w sobotę.

Wyszedł, a ja znów zostałam z moim przyjacielem.

- Mały Luki, hm? - zaśmiałam się.

- Jest starszy tylko o trzy miesiące! - oburzył się i mi zagroził. - A tylko spróbuj mnie tak nazywać!

***

W piątek było zakończenie roku. Od samego rana Soph była strasznie nerwowa, więc nie chciałam ją dobijać informacją, że Hendersonowie już przyjechali. Teoretycznie mogłam jej powiedzieć wcześniej, ale praktycznie, nie ukrywam, chciałam, żeby się z nimi spotkała.

- Przestań tak panikować - powiedziałam w końcu patrząc jak biega po całym domu szukając swoich butów. - To zajmie z godzinę, a potem mamy wakacje. Wystarczy pójść, odebrać dyplom i tyle.

- Wiesz ile tam będzie ludzi! - zatrzymała się. - Tyle, ile nie było w szkole przez ostatni miesiąc! Wystawili oceny, to już sobie każdy olał, ale dzisiaj będą wszyscy!

Od jakiś 30 minut byłam gotowa do wyjścia, bo ogarnięcie zajęło dosłownie chwilę, w porównaniu do mojej siostry, która od 6 rano biegała jak opętana po domu.

- Musimy wychodzić zaraz - oznajmiłam. - Więc z łaski swojej pośpiesz się!

- Cicho siedź, bo beze mnie i tak nigdzie nie pójdziesz! - krzyknęła z drugiego pokoju.

To akurat była prawda. Zazwyczaj jeździłam do szkoły z Lukiem, ale ostatnio zepsuł mu się samochód, więc byłam skazana na jej litość.

- Które buty? - przybiegła do mnie z dwoma parami czarnych szpilek w ręku.

- Nie wiem, dla mnie są identyczne - wzruszyłam ramionami, ale widząc jej wkurzoną minę pokazałam na pierwsze lepsze, które potem założyła.

W końcu udało nam się wyjechać z domu i byłyśmy pod szkołą nawet przed czasem. Wtedy się zastanawiałam, czy po zakończeniu do Luke'a nie przyjdzie Connor, więc uznałam to za dogodny moment do poinformowania o tym Soph.

- W środę byłam u Luke'a - zaczęłam, kiedy szukała szminki w torebce.

- Jesteś u niego prawie codziennie - odparła nawet na mnie nie patrząc.

- Wtedy przyszli jego kuzyni, od wtorku wieczorem są w mieście - wtedy Soph spojrzała na mnie, a jej zabójczym wzroku wiedziałam, że chyba właśnie zaczęłam trzecią wojnę światową.

See you againOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz