Niewiele pamiętam z drogi do szpitala. Wiem, że stanęłam jak wryta po środku plaży, a późniejsze, wyraźniejsze wspomnienia mam już spod sali operacyjnej.
Pamiętam, że on mnie tam zawiózł i że reszta naszych znajomych też zaczęła panikować. Zdenerwowani, szybko wybiegli z wody, widząc, że ledwo się trzymam na nogach. Chyba upuściłam telefon i osunęłam się na piasek, trzymając pod ręką Liama, który mnie amortyzował.
Z tego, co zapamiętałam, to tylko on zachował zimą krew. Nie wiem jak, ale chyba z grubsza wyjaśniłam, że musimy stąd jechać. Prawdopodobnie gadałam od rzeczy, więc nie wiem jakim cudem domyślił się, o co mi chodzi.
Kiedy zaparkował pod szpitalem, wybiegłam z auta, jak oparzona i nawet nie wiem, ile czasu biegałam spanikowana po korytarzach, szukając odpowiedniej sali.
– Ile można na ciebie czekać! – usłyszałam zdenerwowany głos matki, kiedy ledwo dysząc dobiegłam pod salę.
Tata podtrzymywał ją ramieniem, bo cała aż się trzęsła. Chyba nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Więc wiedziałam, że jest źle.
Przez telefon nie chciała mi więcej powiedzieć. Wiedziałam tylko, że Soph miała wypadek, a teraz jeszcze to, że zaraz będą ją operować.
– Co... – nie mogłam nic z siebie wydusić, a to, że mama była na mnie wkurzona wcale mi nie pomagało – Jak...
– Potrącił ją samochód – odezwał się tata, który wyglądał na bardziej zasmuconego, niż zdenerwowanego. Przede wszystkim nie wydawał się zły na mnie. – Ma połamane żebra...
Nie zdążył dokończyć, bo z sali wyszedł lekarz. Wtedy żałowałam, że kazałam zostać Hendersonowi w samochodzie. Może byłoby mi prościej, gdyby stał obok?
– Państwo są rodzicami? – zapytał poprawiając maskę na nosie.
– Tak – odparł tata. – Co z nią?
– Poza kilkoma złamaniami ma pękniętą tętnicę udową. Potrzebuje pilnej transfuzji krwi – wyglądał o wiele spokojniej od nas wszystkich razem wziętych. Ale co się dziwić, widzi takie rzeczy na codzień. – Bez tego nie możemy zacząć operować.
– Rozumiemy – mama głośno przełknęła ślinę.
– Które z państwa ma taką grupę krwi, co córka? – po tych słowach zapadła głucha cisza, która w moim odczuciu trwała godzinami.
– No dalej – popędzałam ich. – Ja mogę jej oddać krew – zadeklarowałam się.
Nieważne było, ile się kłóciłyśmy. Nieważne było, ile się nawzajem obrażałyśmy i ile razy chujowo się czułyśmy przez siebie nawzajem.
Bo jakby nie patrzeć, dalej byłyśmy siostrami.
Mama przez cały czas wpatrywała się w podłogę, a tata wzdychał co chwilę patrząc pustymi oczami to na mnie, to na lekarza, który zaczynał się niecierliwić.
– Z całym szacunkiem, ale nie mamy wiele czasu – ponaglał swoje prośby.
– My... – zaczął tata.
– Nie możemy jej oddać krwi – dokończyła mama, która nareszcie uniosła zimny wzrok z podłogi.
Spojrzała na lekarza tak, że spokojnie mogłaby uchodzić za bazyliszka. Jednocześnie tak przeszywająco i... Smutno? Nie wiem.
Byłam na tyle zdenerwowana i roztrzęsiona, że zupełnie nie myślałam. Nie łączyłam faktów. Przynajmniej początkowo.
– Jeśli państwo są rodzicami... – zaczął spokojnie tłumaczyć lekarz, ale po spojrzeniu, którym obdarzyła go moja matka przestał. – Rozumiem. W takim razie potrzebujemy innego dawcy.
CZYTASZ
See you again
Teen FictionPierwsza część trylogii "See You" © wildestdreamsbby (17.02.23 - 10.06.23)