25. Pierwszy krok

5K 169 129
                                    

W szpitalu nie siedziałam długo, bo już po temacie o Hendersonie, na który cały czas zjeżdżała Soph miałam serdecznie dość. Czemu musiała cały czas o nim gadać, zwłaszcza, że potrzebowałam chociaż na chwilę zapomnieć?

Za to ani słowem nie wspomniała o mnie i nim. Jakby wyparła to wspomnienie ze świadomości, albo celowo chciała zapomnieć. Mimo to czułam się strasznie sztucznie przebywając z nią. Musiałam uważać na to, co mówię, żeby przypadkiem nie wygadać czegoś, czego bym żałowała.

Dlatego też szybko się z tamtąd zmyłam mijając rodziców na korytarzu. Proponowali nawet wspólny obiad, gdy tylko Soph wyjdzie ze szpitala, ale na obecną chwilę im odmówiłam. Zdecydowanie miałam dość sztuczności, jaką wytwarzają i całej tej bańki, w której mnie trzymali.

A musiała kiedyś pęknąć, bo właśnie niedawno to nastąpiło. Bańka pękła, a sekret wyszedł na jaw. Szkoda tylko, że nie była jedyna.

Tata miał siedzieć w domu do wieczora, co nie do końca było mi na rękę, bo z dwojga złego – siedzenia samej i siedzenia z nim – wolałam być sama. Owszem, potrzebowałam czyjegoś towarzyszystwa, ale czułam to dość często. Tylko z drugiej strony, na pewno nie mialo to być towarzystwo nikogo z mojej rodziny. Nawet ciężko mi o tym pomyśleć, a co dopiero naprawdę tak o nich mówić. Bo mimo, że biologicznie większość z nas była rodziną, to w praktyce rzadko to czułam.

Potrzebowałam kogoś innego.

Zamykając się w swoim pokoju od razu pomyślałam o Luke'u. Rozmawialiśmy przez pół nocy i wtedy czułam się naprawdę dobrze. Wiedziałam, że mogłabym mu powiedzieć o wszystkim. Mogłabym, a mimo to przez tyle lat tego nie zrobiłam. Nie powiedziałam mu o wielu sprawach, które cały ten czas mi ciążyły.

Ale mimo to, był moim przyjacielem. Sama jego obecność często mi pomagała, a w ostatnim razie coraz częściej tego potrzebowałam.

"Mogę do ciebie przyjść?" – wysłałam mu wiadomość, a na odpowiedź musiałam czekać ponad pół godziny.

"A możesz wieczorem???"

I po chwili przyszła druga z wyjaśnieniem:

"Jesteśmy u Mel w jej domu"

Więc już nie Melanie, tylko Mel. Niby w nocy mówił mi, że oficjalnie zostali parą, ale jakoś dalej nie przyswoiłam tej informacji.

Wysłał mi jeszcze jedną wiadomość, w której napisał, że mogę do nich dołączyć, ale to by było całkowicie bez sensu. Oni obściskujący się na kanapie i ja z boku, jak piąte koło u wozu. Podziękuję. Odpisałam mu coś w stylu "nie, dzięki" i na chwilę odrzuciłam telefon na bok.

Niby pierwszy raz zdarzyła się taka sytuacja, a ja już poczułam się, jak w jakimś emocjonalnym dołku. Tak bardzo chciałam, żeby Luke był szczęśliwy, a widziałam, że z Melanie taki był, ale jednocześnie już mi go brakowało.

Zawsze byłam jedyną dziewczyną w jego życiu i często mi to powtarzał, mimo, że zazwyczaj prześmiewczo. Ale przez te wszystkie lata przyzwyczaiłam się do jego częstej obecności.

I dlatego nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Teoretycznie mogłam też napisać do Connora, ale miałam wrażenie, że nasz stosunek jest dalej napięty. Nie dzwonił do mnie, ani nic od tamtej chwili. A ja naprawdę chciałam dobrze. Gdybyśmy teraz sobie tego nie wyjaśnili, to potem na pewno byłoby gorzej.

Tyle, że tak już było gorzej, bo on i tak pewnie czuł się z tym chujowo. I ja też się tak czułam, bo pocałowałam wczoraj jego brata, a tym razem nie mogłam tego zwalić na alkohol czy atak paniki. Po prostu to zrobiłam, a potem... Potem powiedział coś, co nie do końca wiedziałam, jak interpretować. Stanie tam ze mną było trudne. Na plaży. To po co mnie tam zabrał, skoro to było dla niego trudne? Wszystko nie miało sensu.

See you againOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz