Od razu po wejściu poczułam chłód i gęstą atmosferę. A z każdym krokiem w kierunku salonu było tylko gorzej.
- Via - usłyszałam łagodny głos ojca, który stanął na przeciwko mnie, kiedy tylko stanęłam u progu pokoju.
- Chciałeś, żebym przyszła - oznajmiłam zimnym głosem.
- Usiądź - wskazał fotel stojący w salonie.
Ostrożnie tam podeszłam, jakbym bała się tego, co może się wydarzyć. Ojciec zajął miejsce na przeciwko mnie. Wtedy poczułam, że może to i lepiej, że siedziałam tam z nim, a nie z matką.
Był zdecydowanie bardziej opanowany i empatyczny. Tak, to idealne określenie. Byłam zła na nich oboje. A nawet zła, to za mało powiedziane. Okłamywali mnie całe życie, nawet traktowali gorzej w porównaniu z Soph. Która przecież nie była ich dzieckiem.
- Wiem, że potrzebujesz czasu - zaczął biorąc głęboki wdech. - I nie chcę ci go skracać.
- To po co kazałeś mi tu przyjść? - przerwałam mu.
- To twój dom i chcę, żebyś zawsze o tym pamiętała.
- Dom zbudowany na kłamstwie, tak? - parsknęłam z niedowierzaniem.
- Dom zbudowany na miłości i wzajemnym szacunku.
I po tym zdaniu zrozumiałam, że wcale nie różnił się bardziej od matki. Wzajemny szacunek. Świetny żart. Zajebiście się dobrali. Tyle, że on miał grać dobrego glinę, żeby zyskać w moich oczach. Brawo tato, przez lata ci się to udawało.
- Szacunku? - śmiech przez łzy. - Tym jednostronnym i tylko w stosunku do tego lepszego dziecka? Tak, tato, to masz na myśli?
- Soph nie jest lepszym dzieckiem - powiedział pewnie.
- Teoretycznie, to nawet nie jest waszym dzieckiem - uniosłam brwi.
Na jego twarzy od razu zobaczyłam oburzenie i cień złości. Może i posunęłam się za daleko. Może i nie powinnam tego mówić. Ale to nie zmienia faktu, że to oni mnie oszukiwali, gdzie przez całe życie wpajali mi szacunek.
- Jest i zawsze nim będzie - odparł twardo. - I zawsze będzie twoją siostrą - zatrzymał się na chwilę, a ja chciałam mu coś na to odpowiedzieć, ale zrezygnowałam. - A ty nie jesteś "mniej chcianym" dzieckiem. Po prostu nie byliśmy do końca gotowi z mamą na taką ilość obowiązków w tamtym czasie.
- To mogliście się mnie pozbyć - strasznie ciężko mi się to mówiło.
Gula w moim gardle rosła, ale z każdą kolejną chwilą czułam się lepiej. Lżej. Czułam, jakby część ciężaru, który nosiłam, ulatniał się.
Może tak powinnam robić od samego początku? Stawiać wszystko na jedną kartę i przede wszystkim mówić, co myślę. Mówić prawdę.
- Nigdy nie pozbędziemy się własnego dziecka - powiedział całkiem przekonywującym tonem, gdyby nie fakt, że zupełnie im nie ufałam.
- Okej - odparłam lekceważąco. - To wszystko?
- Z mojej strony... To chyba tak. Chcesz o coś zapytać?
Miałam rzucić szybkie nie i po prostu pójść do swojego pokoju, albo najlepiej znów wyjść z domu. Ale wtedy stwierdziłam, że nie mogę tego zrobić. Wtedy znowu będę się zastanawiać nad milionem innych kwestii. A skoro i ja mówiłam to, co myślę, to i ojciec może się wykazać.
- Kim jest matka Soph? - moje pytanie wyraźnie go zaskoczyło, bo przez chwilę siedział zakłopotany, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Nie żyje - odpowiedział w końcu. - Była bardzo młoda i z tego, co wiem zabiła się parę miesięcy po oddaniu nam dziecka.
CZYTASZ
See you again
Fiksi RemajaPierwsza część trylogii "See You" © wildestdreamsbby (17.02.23 - 10.06.23)