24. Cała wieczność

5.2K 163 48
                                    

Powiedzenie, że byłam zdezorientowana, kiedy się obudziłam byłoby naprawdę sporą nieścisłością. W pierwszej chwili, to nawet nie wiedziałam, czy jestem jeszcze na tym świecie, czy magicznie przeniosło mnie gdzieś indziej.

Już nie wspomnę o tym, że dopiero kiedy znalazłam telefon, który leżał gdzieś po drugiej stronie łóżka, dowiedziałam się czy jest wieczór, ranek czy noc.

18:37. Świetnie. Czy byłam głodna? Nie wiem. Czy chciało mi się pić? Nie wiem. Czy dalej byłam zmęczona? Być może. Żeby zrozumieć, co się w ogóle wydarzyło, potrzebowałam paru minut. Siedziałam na środku łóżka zawinięta w rozwaloną kołdrę wpatrując się lekko przymkniętymi powiekami w ścianę. Musiałam wyglądać, jak skończony debil.

Dopiero po jakiś dziesięciu minutach głośnego wzdychania i rzucaniu się z boku na bok w różnych pozycjach stwierdziłam, że muszę się chociaż odrobinkę ogarnąć.

Ale jedno muszę przyznać, czulam się nieco lepiej. Emocje może nie do końca, ale opadły, a moja potrzeba zrobienia czegokolwiek głupiego została wyciszona. Miałam nadzieję, że na długo.

Zeszłam na dół z wziętym z pokoju zarzuconym kocem na ramionach, a ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam w kuchni mamę. Już myślałam, że kiedy Sophie się wybudzi, nie opuści jej na krok.

Siedziała na kanapie patrząc coś w telefonie, ale gdy mnie usłyszała, nasze spojrzenia się spotkały.

– Wstałaś – oznajmiła trochę zmieszana.

– Jak widać – ziewnęłam zakrywając usta ręką. – Dawno wróciłaś?

– Dwie godziny temu. Zaglądałam do ciebie, ale spałaś.

– Otworzyłaś drzwi? – zmarszczyłam brwi, bo z tego, co pamiętałam, to zamykałam je od wewnątrz.

– Mam klucz do wszystkich zamków w tym domu – cudownie.

– Aha – mruknęłam pod nosem z wyraźnym wyrzutem.

Widać, że kontrolę ma wszystkim ma we krwi. Zawsze to robiła. Zawsze chciała mieć władzę i wiedzieć wszystko o wszystkich. Może dlatego została prawnikiem.

Jej matka, a moja babcia – Margot Constance García była dokładnie taka sama, o ile nie gorsza. Kiedy jeszcze mieszkała w Stanach potrafiła nas nachodzić parę razy w tygodniu. Wtedy jeszcze dziadek pracował, a ona nudziła się całymi dniami w domu, więc zaczęła się robić jeszcze bardziej zrzędliwa. A wcale nie była taka stara, bo z tego, co pamiętam, miała 64 lata.

Przeprowadzili się do Hiszpanii, kiedy dziadek stwierdził, że praca nie jest już dla niego i chce zażyć spokojnego życia w rodzinnym kraju.  I o dziwo babcia nie stawiała oporu. Chwała jej za to.

Ale podsumowując, było to dziedziczne i obawiałam się, że mnie też kiedyś dopadnie. Czy to możliwe, że o ile dożyje, to za 20 lat też taka będę?

– Nie patrz tak na mnie – odparła. – Pukałam, ale nie odpowiadałaś, więc myślałam, że coś się stało – gadanie.

Niby teraz się martwiła. Wyśmienicie, tylko chyba trochę za późno. Ciekawe, gdzie była jej matczyna troska przez ostatnie pół roku. A no tak, w Nowym Jorku. Jakbym mogła zapomnieć.

Nie mówiąc nic więcej poszłam do kuchni, żeby coś zjeść, bo jednak doszłam do wniosku, że by się przydało.
Wyjęłam z szafki wafle ryżowe i wzięłam ze sobą całą paczkę. Ale zanim weszłam na schody, naszło mnie na pewną rzecz. Rzecz, która u tak musiała się wydarzyć i nie mogłam odkładać jej w nieskończoność, bo z każdym kolejnym dniem byłoby coraz gorzej.

See you againOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz