Kolejne dni mijały. Jedne powoli, drugie ekstremalnie szybko, ale czas jakoś płynął. Jakoś to idealne określenie. Bo nawet, kiedy spotykaliśmy się wszyscy razem, to raczej było jakoś. Przynajmniej ja tak czułam. Czułam, że wcześniej było lepiej i chyba nic nie mogłam z tym zrobić.
Luke i Mel byli w związku, a Connor wydawał się powoli wracać do normy. Ale w dalszym ciągu powoli. Za wszelką cenę starałam się naprawić naszą relację i małymi krokami mi się udawało. Częściej szczerze się śmiał i nawiązywał ze mną kontakt wzrokowy. Więc było stabilnie.
A Zara to Zara. Z nią spotykałam się najczęściej sam na sam. Nie zliczę ile razy zwyzywała Luke'a za to, że Melanie spędza z nim teraz więcej czasu, niż z nią. Mówiła, że znały się dość długo i zawsze się przyjaźniły. Tyle, że teraz zostałyśmy tak naprawdę tylko my, kiedy oni byli tak pochłonięci sobą. Chociaż trochę czułam, że ktoś mnie rozumie. Że nie tylko mnie w głębi boli ich aż nad dobra relacja.
Może problem tkwił we mnie, bo nigdy nie doświadczyłam czegoś takiego i nigdy nie spędzałam z rzadną osobą więcej czasu, niż z Lukiem. I to przez większość swojego życia, co było głównym powodem mojego przywiązania. Przywiązanie do niego było na tyle silne, że brakowało mi go już wtedy, gdy oznajmił, że są w związku. Poczułam pustkę.
Mimo wszystkiego, co się działo, życie toczyło się dalej. Czas się nie zatrzymywał, a dzień, w którym Soph wyszła ze szpitala musiał nadejść. Z tego, co mówili mi rodzice, jej organizm szybko się regenerował. Szybko, ale na tyle długo, że miałam chwilę na poukładanie sobie wszystkiego w głowie. Kiedy nie było jej w domu, zazwyczaj nie było też mamy i taty, więc naprawdę miałam dużo wolnej przestrzeni.
Wystarczająco dużo, żeby odetchnąć. Tamtego dnia też to robiłam. Leżałam na kanapie popijając lemoniadę i słuchając muzyki, którą włączyłam na głośnikach. Time of our lifes, Pitbulla. Dokładnie pamiętam, że to ta piosenka leciała, kiedy usłyszałam otwierające się drzwi.
I knew my rent was gon' be late about a week ago
I worked my ass off, but I still can't pay it though
But I got just enough
To get off in this club
Have me a good time, before my time is up
Hey, let's get it nowOoh, I want the time of my life, yeah
Oh baby, ooh give me the time of my life
Eh, eh, eh
Let's get it nowSzybko zerwałam się z kanapy ściszając prawie do zera muzykę. Czekałam na tą chwilę przez ostatnie parę dni. I to szczerze. Bardzo dużo czasu wieczorami poświęciłam na dosadne myślenie o swojej rodzinie, a wnioski, jakie przed sobą postawiłam były dość jasne. Mogę wybaczyć rodzicom to, że okłamywali mnie przez całe moje życie. Mogę wybaczyć to również Sophie, ale na pewno nigdy o tym nie zapomnę. A to równa się z tym, że prawdopodobnie nikomu z nich już nie zaufam.
Pewnie nigdy też nie powiem o Soph, jako o siostrze i nie jest to związane z tym, że biologicznie nimi nie jesteśmy, tylko z tym, że dalej miałam żal o traktowanie jej lepiej przez ten cały czas. I ogólnie o to wszystko.
Chciałam też postarać się nie robić więcej poważnych afer, bo spanie u Hendersonów za każdym razem po tym nie wchodziło w grę. Byłoby zbyt niezręcznie. A kiedy Luke miał dziewczynę, to nie mogłam biegać do niego za każdym razem, bo był zajęty nią.
- Hej - przywitała się cicho Soph po przekroczeniu progu salonu.
Od mojej poprzedniej wizyty w szpitalu, nie poszłam tam ani razu. Dlatego, że nie lubiłam szpitali, jak i przez ogólny bałagan w mojej głowie.
CZYTASZ
See you again
Teen FictionPierwsza część trylogii "See You" © wildestdreamsbby (17.02.23 - 10.06.23)