4. Instynkt

6.1K 170 66
                                    

– Jak wyglądam? – poprawiła się Soph pod samymi drzwiami Hendersonów.

– Jak zawsze – burknęłam. – Nie wiem, po co się tak wystroiłaś.

Naprawdę, wyglądała przy mnie, jak miss piękności, w tej swojej krótkiej czarnej sukience i idealnym makijażu. Ja się nie ubrałam jakoś specjalnie. Założyłam zwykłe czarne jeansy i tego samego koloru top, a ze sobą wzięłam dużą, fioletową bluzę, na wypadek, gdyby było mi zimno.

Kiedy wreszcie zapukałyśmy do drzwi, otworzył nam Connor. Radość, kiedy nas zobaczył, była aż przesadna.

– Moje ulubione siostry Black! – rzucił.

– Dość entuzjastycznie, jak na fakt, że ostatni widziałeś nas 7 lat temu – odpowiedziałam.

– To nie tak długo, droga Olivio. Zdecydowanie za mało, by zapomnieć, jak wspaniałe było lato 7 lat temu.

– Boże, tylko nie Olivio – westchnęłam. – Brzmi, jakbyś miał mnie zaraz zamordować.

– Już się tak nie wściekaj – zaśmiał się, a ja chciałam już coś odpowiedzieć, ale końcowo z tego zrezygnowałam.

Przeszłyśmy z Soph do salonu, gdzie widziałam kilkunastu ludzi. Paru z nich kojarzyłam z twarzy, część z nich chyba była z rocznika Soph.

Dom Hendersonów trochę się zmienił od mojej ostatniej wizyty tutaj. Większość mebli była taka sama, jedynie kolor ścian i ustawienie się zmieniło. Po wyjściu z przedpokoju był salon, a trochę dalej po lewej duża kuchnia. Poza tym na parterze była też toaleta i gabinet taty Connora. Na górze były 4 pokoje.

Już po chwili rozdzieliłam się z Soph, ale zobaczyłam Luke'a. Przy stole pełnym shotów. Właśnie naraz wlewał sobie całego do gardła. Przewróciłam oczami i do niego podeszłam.

– Via, skarbie! – przytulił się do mnie. – Jak dawno cię nie widziałem!

– Tak, aż od wczoraj – odpowiedziałam lekko odtrącając go od siebie. – Nie zdążyłam przyjść, a ty już jesteś zalany?

– Ja? – uniósł brwi. – Ja jestem trzeźwy! Jak pień!

– Pień? – parknęłam. – Chyba głuchy.

– Wszystko słyszę, wszystko słyszę! – usiadł na kanapie, bo najwyraźniej już ciężko mu się stało.

– Głuchy, jak pień, idioto. Ale lepiej tu siedź, bo narobisz trwałych szkód – skierowałam się do kuchni.

Nie chciałam zostawiać go samego w takim stanie, ale w sumie w okół było mnóstwo innych osób.

Kameralna impreza dla najbliższych znajomych, tak Connor?

Nie lubiłam pijanych ludzi. Serio. Ich zachowanie często mnie przerażało, nawet, jeśli był to ktoś, kogo dobrze znałam. Ich zapach mnie odtrącał, dlatego sama nie piłam. Już nie piłam.

Chciałam znaleźć kogoś, kogo znałam, bo jak narazie czułam się tu źle. Moja siostra gdzieś się ulotniła, a mój przyjaciel był zalany w trupa.

Swoją drogą zupełnie nie rozumiałam swojej siostry. Najpierw mówi, że Liam jej się podobał i do niego pisała, potem, że będzie go unikać, ale kiedy pytam ją, czy chce iść do niego imprezę, od razu się zgadza. Mogłaby się zdecydować.

Wtedy na niego wpadłam. Co jest nie tak? Za każdym razem jak o nim pomyśle, pojawia się w okolicy.

– Wiesz gdzie jest Connor? – spytałam.

– Za pewne jest a trakcie doprowadzania się do stanu, w jakim znajduje się aktualnie przynajmniej połowa z tu obecnych – odparł. – Dobrze się czujesz? Blada jakaś jesteś.

See you againOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz