35. Nadzieja umiera ostatnia

4K 162 40
                                    

Nie miałam przy sobie żadnego Hendersona. Ani Luke'a, który nie odzywał się do mnie od naszej kłótni, ani Connor, który w tajemniczych okolicznościach zaginą w tłumie ludzi, ani już tymbardziej on. Nie wiem, na co liczyłam. Nie wiem, co sobie myślałam całując się z obcym chłopakiem w klubie. Co sobie myślałam w ogóle tam idąc?

Przestawałam być sobą. Kompletnie. Olivia Black nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego. Nigdy więcej nie poszłaby do klubu, ani nie dałaby się zbliżyć komuś obcemu tak blisko. Nie po tym wszystkim. A z tego wszystkiego to zdecydowanie najbardziej nie stałaby późnym wieczorem w obycm miejscu, w zupełnej samotności i w stanie, do którego sama się doprowadziłam.

Na skraju wytrzymałości, pod wpływem alkoholu, wyglądając jak siedem nieszczęść. Z resztą bardziej, jak sto siedem.

Jeśli wcześniej nie miałam gdzie iść, to teraz byłam w sytuacji, w której nie miałam gdzie iść jakieś tysiąc razy bardziej. Ostatnia osoba, u której mogłabym przenocować, bawiła się pewnie w najlepsze w środku budynku, pod którym stałam. Niczego nieświadomy Connor. Chodź pewnie i tak bym do niego nie poszła. Nie po tym, co się dzisiaj wydarzyło.

Myśląc o swojej sytuacji zrobiło mi się jeszcze bardziej niedobrze, niż było wcześniej. Tylko teraz tak, że objawy fizyczne musiały dać o sobie znać, bo ledwo co zdążyłam dobiec do jakiegoś krzaka, żeby od razu zwymiotować. Stałam tam chwilę zgięta w pół, a po krótkiej chwili usłyszałam za plecami znajomy głos:

- Olivia?

Zmarszczyłam brwi chwiejąc się na nogach. Dopiero pa paru sekundach byłam w stanie nieco się wyprostować i odwrócić w stronę dobiegającego dźwięku. Obraz rozmazywał mi się w oczach, ale te czarne, jak węgiel włosy rozpoznałabym na kilometr.

- Zara? - upewniłam się prawie upadając na ziemię.

- Jezu, nie sądziłam, że kiedykolwiek doczekam widoku pijanej Vii - powiedziała w niemałym szoku jednocześnie podtrzymując mnie za ramię, żebym nie upadła. - Ej no, nie możesz się wywalić. Jestem na szpilkach, a stoję stabilniej od ciebie - nieświadomie spojrzałam na jej buty.

Faktycznie były na dość wysokim obcasie, a ona sama wyglądała na o wiele bardziej przygotowaną do klubu, niż ja. Tyle, że po jej stanie można było stwierdzić, że dopiero się do niego wybierała.

- Nie ma bata, trzeba cię zabrać do domu - odparła w końcu poprawiając mi włosy.

- Nie! - natychmiastowo się ocknęłam. - Nie jadę do domu - wyjąkałam ledwo zrozumiale.

Widziałam, jak wywróciła oczami poprawiając torebkę na ramieniu i jednocześnie mnie. Przez cały czas przetrzymywała mój bark, co jakiś czas zabierając włosy na plecy, żebym się nie ubrudziły.

- Dobra, spokojnie - odetchnęła w końcu. - Pojedziemy do mnie, okej? - pokiwałam lekko głową. - Tylko mi nie obrzygaj auta - zagroziła palcem, jak małemu dziecku. - Męska decyzja, Olivia. Będziesz jeszcze wymiotować?

- Nie - mruknęłam nie do końca pewna swojej decyzji.

- Świetnie. W takim razie idziemy - pociągnęła mnie za rękę nakazując kierunek.

Byłam pod wrażeniem, że po ostatnim wieczorze u Hendersonów, gdzie nie skończyła w najlepszym stanie, teraz była zupełnie ogarnięta. Miała perfekcyjnie zrobiony makijaż, który widziałam nawet przez mgłę przed oczami, oraz idealnie dopasowaną sukienkę. I wybierała się dzisiaj na kolejną imprezę, tyle, że pokrzyżowałam jej plany.

Jej czarne BMW nie było wcale tak daleko, ale i tak ciężko mi się było tam doczołgać. Poczułam ogromną ulgę, kiedy opadłam na wygodne, tylnie siedzenie. Rozłożyłam się na wszystkich trzech, a Zara zamknęła drzwi patrząc, żeby nie przytrzasnąć mi nóg, i usiadła na miejscu kierowcy.

See you againOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz