3. Spotkanie

7K 176 27
                                    

– Olivio Andreo Black! – mogę przysiąc, że pół parkingu słyszało jej krzyk.

– Boże, proszę, nie mów tak, bo brzmisz jak nasz matka gdy się wkurzy – wtrąciłam się w jej nadchodzący atak złości.

– Wiesz o tym od środy, a mówisz mi dopiero teraz! Nie wierzę! Wiesz ile razy mógłam na niego wpaść?! Mieszkają prawie że na przeciwko nas!

– No to widzisz, miałaś ogromne szczęście – zaśmiałam się, co jeszcze bardziej ją zdenerwowało.

– Przysięgam, że cię kiedyś zabiję!

– A możesz z tym poczekać tak... Nie wiem do końca sierpnia?

Widziałam chęć mordu w jej oczach, ale na moje szczęście zupełnie z nikąd pojawił się koło nas Luke.

– O właśnie, my już chyba musimy iść – pociągnęłam go za rękę. – To pa Soph!

Nie zdążyła nic odpowiedź, bo szybko się ewakuowaliśmy. Widziałam, że Luke miał wiele pytań, ale ostatecznie zrezygnował z zadania jakiegokolwiek. Zdecydowanie już się przyzwyczaił, że kłótnie z moją siostrą nie są dla niego zbyt zrozumiałe.

Czułam, że mój okazjonalny mundurek był zdecydowanie za mały, bo spódniczka mnie uwierała i o niczym wtedy tak nie marzyłam, jak o zdjęciu jej.

Ogólnie nie przepadałam za sukienkami i spódnicami, ale mając do wyboru to, a obrzydliwe spodnie nie podchodzące pod żaden kolor, zdecydowanie wybrałam ją.

Tak, jak przewidywałam, zakończenie było krótkie. Dyrektor już dawno zrezygnował z długich i nadzwyczaj nudnych przemów, bo wiedział, że ani nas ani większości kadry nauczycielskiej to nie obchodzi, a szczególnie że co roku mówił to samo.

– Żegnaj druga klaso! – krzyknął Luke, kiedy przekroczyliśmy bramy szkoły.

– Witaj trzecio, jeszcze gorsza – dodałam.

– Jesteś zbyt pesymistyczna, Via. Trochę optymizmu, właśnie zaczęliśmy wakacje!
Poza tym, wiesz co jest jutro? Wiem, że wiesz.

– O nie Luke, już ci coś mówiłam. Tym bardziej, że aktualnie moja siostra  planuje to, jak mnie zabić. Pójście do twoich kuzynów byłoby ciosem w samo serce.

– Przecież Connor mówił, żeby też przyszła. Rozerwie się, przyda jej się. Z tego co dziś widziałem, to ma niezłego kija w dupie.

Zaśmiałam się, bo faktycznie miał rację. Soph ostro przesadzała. Nie wiem czy wielka miłość do Liama tak ją zaćmiła, czy to już starość. W sumie, to nic takiego się nie stało. Napisała do niego, a potem po prostu kontakt się urwał.

– Dobra, zapytam ją – odparłam w końcu. – Ale jeśli się nie zgodzi, to ja też nie idę – dodałam.

– Świetnie! – wiedziałam, że Luke już miał w głowie alkohol, który jutro będzie pił. W jego główce, ze mną. – Zgodzi się, a jak nie, to ja z nią pogadam. Wiesz, że kto, jak nie ja ją przekona.

Widziałam bardzo dobrze. Nie znałam drugiej takiej osoby, jak Luke pod względem przekonywania ludzi do czegokolwiek. Wystarczyło pogadać z nim dłużej niż 10 minut, a skoczysz w ogień, jeśli cię poprosi.

Między innymi przez to już po chwili napisałam do Soph, czy chce tam jutro iść, a ku mojemu zaskoczeniu, napisała, że tak.

***

Wieczorem przyjechali nasi rodzice. Tak, naprawdę. Doznałam ciężkiego szoku, kiedy zobaczyłam ich w korytarzu z walizkami.

Mieli przyjechać dopiero w połowie lipca, ale za to już na stałe. Jeszcze dwa dni temu pisałam z mamą i nic nie mówiła, żeby to uległo zmianie.

Soph od razu rzuciła im się w ramiona, a ja z uśmiech ich przywitałam. Tak, cholernie za nimi tęskniłam, ale też miałam żal, że zostawili nas na ponad pół roku całkowicie same.

Co prawda na początku przyjeżdżali co dwa tygodnie, potem co miesiąc, a jakoś od kwietnia w ogóle ich nie widziałam. Przysyłali nam pieniądze, i to nawet dość sporo, ale w sumie to nie dziwne.

Pojechali do Nowego Jorku tylko po to, żeby zarobić. Mieli własną kancelarię prawną i to bardzo dobrze prosperującą, więc w końcu dostali kontrakt, na który bardzo długo polowali. Niestety wiązał się on też z tym, że przez trochę ponad pół roku będą musieli być tam na miejscu.

Odkąd pamiętam pracowali na miejscu, ale i tak rzadko bywali w domu, bo mieli bardzo dużo zleceń. Było to mniej więcej w okresie, w którym poznałam Luke'a. Potem wszystko im się unormowało, a pod koniec zeszłego roku dostali ten kontrakt.

Byłyśmy z Soph już duże, więc wszyscy stwierdzili, że na spokojnie mogą jechać. Głównie moja siostra naciskała na nich, że sobie poradzimy i tak dalej, bo nie chciała, żeby stracili tak ważną ofertę.

Moje myślenie było nieco bardziej egoistyczne, bo nie chciałam, żeby wyjeżdżali. Wiedziałam, że będę miała o wiele większą swobodę, ale co mi z tego, jak przez to czułam się jeszcze bardziej samotna.

Jakby nie patrzeć, zostawili mnie, w można powiedzieć jednym z najtrudniejszych okresów mojego życia. Z Soph było inaczej, bo na początku roku kończyła już te 18 lat, a poza tym, zawsze była bardziej stabilna emocjonalnie i ogólnie ode mnie.

Spędzałam z nią trochę czasu, ale to było coś bardziej typu oglądanie seriali, czasem pieczenie czegoś. Bardzo, bardzo rzadko się jej z czegoś zwierzałam. Z naszej dwójki, zdecydowanie ona była bardziej wylewna i rozmowna.

– Jak wam się żyło bez starych na karku? – zaśmiał się tata, kiedy siadaliśmy do kolacji. – Wolny dom, pełna swoboda, co nie?

– Ta, cudownie – odparłam z nutką arogancki.

– Tęskniłyśmy za wami – dodała miło Soph, a mama się uśmiechnęła.

– Słyszałam, że siostra Kate miała przyjechać na te wakacje – wspomniała o cioci Luke'a. – Z tego, co pamiętam ma dzieci w waszym wieku. Kiedyś się razem bawiliście.

– Connor jest ode mnie starszy – mruknęłam.

– Tak, tak. Ten drugi jest w wieku Sophie – dodała.

– Właśnie – zaczęła moja siostra. – Idziemy do nich jutro.

– Impreza? – spytał tata.

– Powiedzmy – odpowiedziała Soph.

Podczas kolacji to głównie ona z nimi rozmawiała. Ja byłam zmęczona, a w dodatku niekoniecznie miałam chęć na integracje rodzinną.

Z drugiej strony nie chciałam być bardzo wredna, bo zaraz posypały by się pytania, czy źle się czuję albo czy jestem o coś zła, więc po prostu powiedziałam, że muszę się przejść.

Potrzebowałam chociaż chwili odpoczynku. Założyłam słuchawki, ale zdażyłam przejść ledwo parędziesiąt metrów, a zobaczyłam znajomą twarz.

– Co ty tu robisz? – głupio zapytałam. Nie wiem, Via, na pewno tu smaży frytki.

– Nie wiem, może chodzę? – zadrwił. – I zgaduje, że ty też.

– Niesamowite odkrycie. Ale muszę przyznać, jesteś jakoś bardziej rozmowny, niż dwa dni temu.

– Ta – wyjął papierosa z kieszeni.

– Palisz to tanie gówno? – uniosłam brwi.

– Ej, ale tanie to to nie jest.

– Dobra, z resztą nie obchodzi mnie to. Do jutra.

– Ta, do jutra – mruknął, kiedy odchodziłam.

See you againOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz