Ciężko było mi się rozstać z Connorem po tym, co mu powiedziałam. Najchętniej godzinami bym go przytulała, jak jakiegoś niemowlaka, żeby się upewnić, że czuje się lepiej. Nawet nie wiem, czy byłyby możliwe, żeby poczuł się lepiej po naszej rozmowie.
Myślę, że potrzebował czasu. Czasu w samotności. Zraniłam go i doskonale o tym wiedziałam. Przez długi czas chciałam przed tym chronić siebie i wszystkich wokół, ale dopiero teraz zrozumiałam, że to niemożliwe.
Niemożliwe było życie zgodnie z sobą i kłamanie. A kiedy nie kłamałam, zazwyczaj ktoś cierpiał. Dlatego też chciałam coś sprawdzić. Coś przez co pewne było, że ktoś zostanie zraniony. Może nie teraz, może nie od razu, ale na pewno to się stanie.
Wróciłam do domu, który wcale nie był moim domem. Nie czułam tego. I dlaczego czułam się jak podła szmata, skoro powiedziałam Connorowi prawdę? Nawet, kiedy starałam się to sobie wyobrazić, to nie widziałam nas razem w związku.
Sama wizja związku z kimkolwiek była dla mnie dziwna, bo jedyną osobą z którą kiedykolwiek byłam to Luke. I wytrzymaliśmy razem raptem parę godzin.
Pamiętam, że kiedy byłam młodsza, byłam zdesperowana, żeby mieć chłopaka. Wszystkie dziewczyny wokół mówiły, jakie to jest wspaniałe, a ja dawałam się ponieść tym wizjom. Jakbym teraz o tym słyszała, na pewno bym to olała, szczególnie, że naprawdę jebie mnie życie tamtych lasek, z którymi dawno nie mam kontaktu.
Ale jednak trzynasto czy tam czternastoletnia ja, dałaby się pociąć, żeby być w związku. Byłam po prostu samotna. Potrzebowałam kogoś, kto będzie naprawdę ze mną. Nie znajomego, nie przyjaciela, może i nawet nie chłopaka.
Kogoś, kto będzie moją brakującą częścią, kto mnie zrozumie i mi pomoże. Kogoś, komu mogę ufać bardziej, niż sobie. Kogoś prawdziwego.
A prawda była taka, że dosłownie nikt wtedy nie mógł mi tego dać. Bo w sumie kto? Ci idealni chłopcy z idealnych związków moich dawnych znajomych? Już to widzę.
Do pewnego czasu byłam pewna, że po prostu nigdy tego nie doświadczę i chyba nauczyłam się z tym żyć. Przyzwyczaiłam się, bo czekając na tą osobę się nie doczekałam. No i radziłam sobie sama.
Siedziałam, jak na szpilkach. Czułam, że muszę załatwić coś jeszcze, co o dziwo mogło być jeszcze trudniejsze, niż rozmowa z Connorem.
Nie wiedziałam, czy znów chcę rozmawiać, czy cokolwiek innego. Prawdepowiedziawszy zupełnie nie wiedziałam, co zrobić. Wiedziałam tylko, że na coś muszę się zdecydować, ale wolałam poczekać z tym do następnego dnia, zanim mniej więcej podkładam to sobie w głowie.
***
Kiedy wróciłam do domu, rozłożyłam się na kanapie w salonie, przykryta kocem po sam czubek głowy, odsłaniając tylko oczy, żeby widzieć cokolwiek z telewizora. Przez wszystko, co się działo, nie byłam nawet głodna. Po prostu wgapiałam się bezmyślnie w ekran czekając na jakąś apokalipsę, albo najlepiej od razu koniec świata.
Po jakiejś godzinie usłyszałam dźwięk klucza w zamku. W tym wszystkim zapomniałam, że przecież nie mieszkam sama. A może i bym wolała.
Jeszcze ona. Zupełnie się nie przygotowałam na konfrontację z matką zwłaszcza po tak ciężkim dniu.
Stukot jej obcasów o podłogę rozpoznałabym na kilometr. Że też nawet do szpitala musiała chodzić w szpilkach. Gwałtownie się podniosłam zrzucając z siebie koc i obróciłam się w stronę wejścia do pokoju, w którym po chwili ją zobaczyłam.
CZYTASZ
See you again
Teen FictionPierwsza część trylogii "See You" © wildestdreamsbby (17.02.23 - 10.06.23)