Rozdział 25.

46 2 2
                                    


Nie był w stanie precyzyjnie określić, ile czas minęło, odkąd Iga wyszła przy akompaniamencie głośnego trzasku wejściowych drzwi. Za oknem słońce już zachodziło w towarzystwie jasnoróżowej barwy. Może wcześniej zwróciłby na nie szczególną uwagę. Przecież Iga opowiadała mu, że takie kolory słońca i całego nieba są tylko wtedy, kiedy odchodzi artysta. Pan Bóg pozwala mu wówczas wykonać swój ostatni obraz... Teraz jednak spojrzał na nie tylko z pogardą dla świata i ludzi.

Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Iga wyszła, zostawiła go całkiem samego z przytłaczającymi myślami i zaprzepaszczonymi szansami. Może gdyby był jednak odważniejszy, niż tylko udawał, wybiegł za nią i poprosił o szczerą rozmowę? Ale co to mogło dać? Dziewczyna jasno wyraziła się, czego nie akceptuje. A on musiał jedynie wszystko przemyśleć.

Chciał teraz dowiedzieć się, co robi, czy także myśli o dzisiejszym dniu, czy może totalnie zajęła głowę czymś innym i nie przywiązuje do tego zbyt dużej wagi? Skąd mógł wiedzieć, że Iga zaszyła się w łóżku i zaniosła się płaczem przez całą noc.

Na stoliku znajdowały się dwa kubki z zimną już herbatą. Mieli odbyć tylko spokojną rozmowę, a zawiązali dramat stulecia, o którym ciężko będzie zapomnieć. Pluł sobie teraz w brodę, że nie porozmawiał z nią wcześniej, ale gdyby nie chamskie odzywki Kuby i ironiczne uśmiechy, do niczego by nie doszło. Żyliby dalej spokojnie, piliby herbatkę, tuląc się do siebie i całując. Przez moment Olek wzdrygnął się na samą myśl o smaku tych słodkich i gorących ust, jakby mu zostały zabrane bezpowrotnie. Znając zadziorność Igi, przez kilka dni nie będzie mógł jej nawet dotknąć... Tak naprawdę nie dziwił się jej. Mimo kłótni wyrządził jej okrutne świństwo, którego nie mógł sobie wybaczyć. Co w niego wstąpiło? Dlaczego postąpił aż tak nieumyślnie i agresywnie? Przecież nigdy by jej nie skrzywdził. Od ich pierwszego spotkania starał się ją bronić, chronić i sprawiać, aby była szczęśliwa.

Z rozmyślań wyrwał go dzwoniący telefon. Przez chwilę nie mógł go skonkretyzować, lecz dopiero później zorientował się, że to nie był jego dzwonek. Dźwięk ten wydobywał się z podłogi, na której, wśród miękkiego, jasnego dywanu, leżał telefon Igi. Wypuściła go z rąk, gdy chciała znaleźć jakiekolwiek informację na temat artykułów, które zniszczyły ich piękną więź i łączące ich uczucie.

Podniósł więc z sentymentem telefon, na ekranie którego pojawił się napis MAMA. Zawahał się przez moment, ponieważ nigdy nie odbierał jej telefonu. Nigdy nie rozmawiał z jej rodziną, prócz Emila. Wszyscy wydawali mu się zbyt obcy i nieosiągalni, przez to, że Zielińska sama broniła się, by zapoznać go z rodziną. Tym razem zrobił jednak dwa długie wdechy i przesunął palcem po ekranie, by odebrać połączenie.

- Halo? - odezwał się miły, damski głos - Igunia?

- Nie - odparł - Z tej strony Aleksander Zarzycki.

- Przepraszam bardzo - powiedziała z zakłopotaniem - Kto?

- Nazywam się Aleksander Zarzycki i jestem... - no właśnie kim? ma przedstawić się jako chłopak? ukochany? przyjaciel? znajomy? zawahał się przez moment, aż w końcu wybrał odpowiednią opcję - przyjacielem Igi. Była dzisiaj u mnie i zostawiła przez przypadek telefon.

- Córka nic nie wspominała mi, że ma przyjaciół. Ciągle wymiguje się pracą.

- Tak, Iga pracuje dużo i ciężko - przyznał jej rację - Ale dzisiaj mogła pozwolić sobie na szybką herbatę - uśmiechnął się wymuszenie, patrząc na stojące przed nim dwa kubki

- No nic - westchnęła kobieta - Od zawsze mówiłam córce, by pozwoliła sobie na chwilę młodzieńczej słabości i poznała kogoś, wyszła gdzieś ze znajomymi.

Mecz życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz