Rozdział 4.

115 6 0
                                    



- To co się dzieje? - spytała

- A możesz wsiąść do samochodu i porozmawiamy na spokojnie? - zaproponował , otwierając jej drzwi od środka

- Mama nie nauczyła, że nie wolno wsiadać do obcych samochód? W dodatku ciemną nocą?

- Niestety, moja mi mówiła o pysznych cukierkach, a ja mogę... - rozejrzał się po samochodzie - zaproponować jedynie gumy do żucia.

- Kusząca propozycja - westchnęła i wsiadła do samochodu


Kilka następnych minut spędzili w absolutnym milczeniu. Olek nerwowo trzymał kierownicę, momentami miała wrażenie, że chciałby ją wyszarpać z miejsca i wyrzucić. W dodatku trąbił na każdego kierowcę, który jego zdaniem, nie powinien nigdy dostać prawa jazdy. Nie czuła się bezpiecznie. Jechała w nocy przez miasto z mężczyzną, którego prawie nie znała, lecz podświadomość kazała Idze mu zaufać. Nie miała więc innego wyboru.

Po kilkunastu minutach znajdowali się w nieznanym dla Igi miejscu. Wjechali w kamienistą drogę, która prowadziła donikąd. Po chwili ujrzeli kolejny skręt, tym razem do lasu i tam w końcu się zatrzymali.

- Mam nadzieję, że nie chcesz zrobić mi żadnej krzywdy - powiedziała wyraźnie wystraszona - Chociaż powiedz mi, gdzie jesteśmy.

- Nic ci nie zrobię - powiedział, gasząc silnik, a wraz z nim światła, po czym nastała ciemność.


W tej intymnej scenie można było usłyszeć jedynie ich własne, przyspieszone oddechy i bicie serca.

- Chciałem tylko porozmawiać - wydusił w końcu z siebie, po czym oparł głowę o kierownicę - Bo ja już nie wiem, co mam robić.

- Co się stało? - zapytała, pochylając się nad Olkiem. Tak bardzo chciała dotknąć jego ramienia, by ten poczuł jej wsparcie i troskę, ale nie mogła sobie pozwolić na tak czuły gest. A gdyby odebrał go zbyt osobiście?

- Życie mi się wali

- Proszę, powiedz mi jaśniej, co się dzieje...

- To może ja zacznę od początku - powiedział i wyprostował się



Odwrócił wzrok w jej kierunku, lecz gdy jego oczy spotkały się z jej zielonymi tęczówkami, szybko wyprostowała się. Nie wiedział wtedy, że w tych oczach nie po raz pierwszy szuka swojego ukojenia.

- Jak wiesz, jestem siatkarzem, ale... to, że spotkaliśmy się tam na meczu, to czysty przypadek. To był mecz, gdzie wysłano najsłabsze składy... Ale to wcale nie oznacza, że jestem słaby! - zapewnił energicznie, czym wzbudził uśmiech na twarzy Igi - Rok temu podczas meczu polskiej reprezentacji.. miałem wypadek. Mocny blok, po którym dostałem mocno w prawą rękę... - pokazał jej swoją dłoń, na której wyraźnie odznaczała się ciemna skaza biegnąca od palca wskazującego aż do łokcia - upadłem na parkiet, a Irańczyk postanowił jeszcze mnie dobić i z całej siły stanął mi na dłoni

- Och! - wrzasnęła, zakrywając usta dłonią - Straszne... - spojrzała wymownie na jego rękę

- Złamanie z przemieszczeniem w trzech miejscach... - powiedział twardo, jakby wydawał na kogoś wyrok i przeniósł swój wzrok na Igę. Z zakłopotaniem przyglądała się jego skazie, która miała pozostać z nim na całe życie. - Teoretycznie mogę powiedzieć, że miałem szczęście, bo jestem leworęczny - na jego twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech, by chociaż na moment rozładować sytuację. - Tygodnie w szpitalach, potem rehabilitacje i dopiero ten mecz, na którym się spotkaliśmy... Ja dopiero wróciłem do grania i trener klubu postawił na mnie w tym niszowym pierwszym składzie.

Mecz życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz