Rozdział 5.

110 6 0
                                    

O 7:30 wysiadła w Leszczynach Małych i ile miała tchu, pobiegła w stronę rodzinnego domu. Nie mogła czekać ani chwili - Bóg jeden wiedział , o której opieka społeczna miała zapukać do ich drzwi.

Gdy wpadła na podwórko, niczym huragan, stanęła na środku jak wryta. Obejście wokół domu wyglądało jak nie ich. Stare, porozrzucane deski były ustawione pod szopą i przykryte plandeką. Trawa była zielona i czysta - bez żadnych odchodów od kur, a te, zamknięte za prowizorycznym płotkiem. Wszystko wydawało się być schludne, a przed drzwiami do domu znalazła się nawet i wycieraczka w towarzystwie nieznanego jej kwiatka w doniczce. Miała wrażenie, że nie znajduje się u siebie na rodzinnym podwórku.

Otworzyła zamaszyście drzwi, w przedpokoju na podłodze leżał stary dywan, ale wyraźnie wyczyszczony. W kuchni na blacie leżał jedynie chlebak. Piec w rogu był obstawiony dokładnie drzewem, by nikt się nie poparzył. W rogu na starym fotelu rozłożony był koc, by zakryć ogromną plamę. Pod oknem stał stół w otoczeniu trzech krzeseł - nie zwracała nawet uwagi, że każde z nich było inne, lecz jej uwagę zwróciła czerwona serwetka rozciągnięta na stole. Gdy weszła dalej, jej oczom ukazał się przestronny pokój, do którego wpadały promienie wiosennego słońca. Na rozłożonej kanapie spał Marianek z Judytą i Kasią. Obok na krześle były ułożone starannie w kosteczkę ich ubrania. W rogu, na kolejnym rozłożonym fotelu chrapał Emil. Na podłodze znalazł się dywan, który nie zwijał się już na rogu. Był przyciśnięty kolejną starą kanapą, przykrytą kocem.

Zrobiła kilka kroków w kierunku drugiego pokoju. Otworzyła drzwi, najdelikatniej jak potrafiła, by nie wydały z siebie przeraźliwego skrzypienia. Na jednym łóżku pod oknem spał Grzesiek z Asią, a na drugim Nikola z Marysią. W rogu stała ogromna szafa, w której odznaczały się inne drzwiczki. Emil musiał je wyraźnie wymienić , bo poprzednie odpadły i trzymały się tylko na jednym zawiasie. Obok było biurko, a przy nim dwa krzesła.

Wyszła z pokoju i podeszła do Emila. Oddychał bardzo miarowo. Miał na sobie bluzę i przykryty był kocem. Nie miała serca go budzić. Rozejrzała się więc ponownie po całym domu. Czuła, jakby była w zupełnie innym domu. Było tutaj tak... czysto i schludnie. Nie znalazła już na podłodze żadnego ubrania, które było przewalane z kąta w kąt. Na każdym meblu nie było ani grama kurzu. Spojrzała wymownie na brata i miała ochotę się rozpłakać. Wiedziała, że to jego zasługa. W końcu robił wszystko, by zostawić naszą rodzinę w nienaruszonym składzie. Jedynie dziwiła się, skąd w ich domu ta wolna kanapa, która zasłoniła ogromnego grzyba na ścianie.

Usiadła więc na niej, ale zanim zdążył położyć obok torebkę, Emil nerwowo podniósł się z łóżka.

- Iga!? - krzyknął, gdy zobaczył siedzącą na przeciwko siostrę

- Aż tak okropnie wyglądam? - uśmiechnęła się do niego

- Nie no co ty - powiedział już spokojniej - Po prostu miałem zły sen...

- Co ci się śniło? - zapytała

- Nie chciałabyś wiedzieć - westchnął, podnosząc się z fotela i odruchowo spojrzał na budzik - O matko ! - krzyknął - Już 7:40!



Pobiegł do pokoju obok, by zbudzić młodsze rodzeństwo

- Grzesiek! Asia! Maryśka! Nikola! - krzyczał - Za 25 minut zaczynacie lekcje!


Niestety, ale nie wstawali chętnie z łóżka. Emil podszedł do szafy, by wyjąć im czyste ubrania, a Iga poszła do kuchni, by przygotować rodzeństwu coś, co można byłoby nazwać imitacją drugiego śniadania do szkoły.

Mecz życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz