13. To ty żyjesz...? Nie...

280 29 11
                                    

Ogłoszenie na dole dla zainteresowanych :) Dawajcie znaki i zostawiajcie po sobie ślady, że to czytacie. Miłego czytania :)
_______



/**/Marina/**/

-To ty żyjesz? – Usłyszałam, zaraz po tym, jak otworzyłam ledwo co oczy.

-Nie... - Udało mi się dość ciężko dobyć głosu. Nie powiem, bo czułam się okropnie a przy tym, jak dziwnie. Prawie każdy mięsień mnie bolał, więc nawet nie przeszło mi przez myśl, aby się poruszyć. Franek na mnie spojrzał, a moja ciocia stała nade mną. Do pomieszczenia wraz z dźwiękiem otwieranych drzwi ukazała mi się postać z trzema plastikowymi kubkami i tym pięknym zapachem. Tak, to musiała być kawa.

Na samą myśl o niej przełknęłam ślinę, a przez to poczułam ból, który był wszędzie. Przymknęłam tylko oczy a grymas, który się utworzył na mojej twarzy, był wszechobecny dla wszystkich, bo każdy się na mnie spojrzał, a ja nie chciałam, aby na mnie tak patrzyli.

Skierowałam swoje oczy poza to pomieszczenie tam, gdzie mnie nie było, a chciałam być. Za oknem, gdzie było jasno, ale nie można nazwać tego wszystkiego pięknym, pełnym blasku. Widać było szarość, ale w tym wszystkim przebijały się promienie słoneczne, które tak na dobrą sprawę poprawiły mi humor na tyle, aby się uśmiechnąć.

Jak dobrze, że akurat ta czynność mnie nie boli. Uśmiechanie, mnie nie bolało, a ja sama poczułam się troszkę lepiej. Dalej leżałam pod śnieżnobiałą pościelą, a moja mama zdążyła podejść i rozdać każdemu ten napój bogów, zwany dalej kawą.

Popatrzyła na mnie, a przez to i ja spojrzałam na nią. Przejechałam wzorkiem, po jej ciele, od góry do dołu. Jak zwykle prezentowała się nienagannie, tylko jej oczy mówiły mi tylko coś innego, że coś jest nie tak. Moja rodzicielka patrzyła na mnie ze współczuciem, które mnie aż dobijało. Nie chciałam, aby na mnie tak patrzyła, nie w sposób, który zdziała na mnie i na moje sumienie, właśnie w taki sposób, który mnie dobija. Niszczy od środka.

-Cześć córcia – usłyszałam, a przez to wyrwałam się z pętli, która zaczęła pojawiać się w mojej głowie. Podeszła do mnie bardzo powoli, jakby sama się bała.

-Mamcia... - Samoczynnie jak to powiedziałam, tak samo uśmiech wymalował się na mojej twarzy, a spokój swego rodzaju mnie opanował, a przez to chciałam i się poruszyłam, aby przybliżyć się do mojej mamy, co nie było zbyt dobrym pomysłem.

-Lepiej się nie ruszaj – moja chrzestna skwitowała moje zachowanie, dość w niemiły sposób, bo wyczuwałam w niej pretensję. – Wiesz, że to, co zrobiłaś... - Zaczęła, ale moja matka podniosła rękę, a gdy ta się na nią spojrzała, w niedowierzaniu, ta szybko ich wyprosiła.

-Maria... Franek... Zostawcie nas same. – Moja ciotka spojrzała na swoją siostrę, gdy ta siadała dosyć ostrożnie na łóżku. Moja rodzicielka spojrzała na nich tylko przez ramię, aby wyszli.

-Pewnie – powiedział mój brat.

-Dziękuję Franciszku.

-Nie ma sprawy, proszę Pani. – Uśmiechnął się do nas i faktycznie oboje wyszli z pomieszczenia, które jakby nagle zrobiło się takie... Puste. Nie było nikogo oprócz mnie i mojej mamy.

Dziwnie się czułam, znów leżąc w szpitalnym łóżku, wyjątkowo moja mama tu była, a właśnie dlatego czułam i miałam dziwne wrażenie, które przeszło po moim ciele. A przez to automatycznie w mojej głowie zaczęły pojawiać się wyrzuty, że tu w ogóle się znajduje. Chyba chciałam się sama przygotować na to, co ma za chwilę nastąpić.

Aromat i. Wina2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz