Rozdział 65

13K 392 14
                                    

Aurora Hamilton 

W końcu lekarz wyszedł z sali, w której leżałam. Leżałam, a po moich policzkach spływały łzy. W pomieszczeniu ponownie pojawił się Alex. Widząc mój stan cicho westchnął, podchodząc do mnie. Nieco przesunęłam się na łóżku, a ten niemal czytając mi w myślach usiadł przy mnie 

-Wszystko dobrze skarbie?-zapytał cicho, kładąc dłoń na moim biodrze 

-To dla mnie za dużo na raz-wydusiłam łamiącym się głosem 

-Chodź tu kotku-wymamrotał nieco rozkładając ramiona, w które od razu mocno się wtuliłam 

-Naprawdę cały miesiąc leżałam w śpiączce?-spytałam niepewnie 

-Tak, nawet nie wiesz jak cholernie za tobą tęskniłem-odpowiedział gładząc dłonią moje plecy-Nie mogę cię stracić-cmoknął mnie w skroń 

-Nadal nie mogę uwierzyć, że jestem w ciąży-dodałam znacznie ciszej 

-Wiem, bo sam przez pierwsze kilka dni nie mogłem w to uwierzyć. Coraz częściej później sam siebie przyłapywałem o myśleniu, że fajnie było by mieć naszą małą kopię-dodał na co lekko się uśmiechnęłam 

Odsunęłam się nieco, by spojrzeć na jego twarz 

-A co jeśli nie dam sobie rady? Mam dopiero 23 lata, co jeśli będę złą matką? 

-Nonsens-powiedział z troską w oczach-To dla nas obu będzie nowa sytuacja, ale na pewno sobie damy radę. Kto jak nie my?-posłał mi pokrzepiający uśmiech 

-A studia?-dopytywałam nadal nieprzekonana 

-Jak tylko dojdziesz do siebie, to spróbujemy tak jak planowaliśmy, a jeśli nie, to po prostu wrócisz na normalne-wzruszył ramionami-Jestem przy tobie-przypomniał 

-Kocham cię Alex-oznajmiłam całkowicie poważna 

-Ja ciebie mocniej Aurora-mruknął delikatnie mnie całując, co odwzajemniłam 

Gdy się od siebie oderwaliśmy przesunęłam się, każąc by ten położył się ze mną. Ostatecznie leżałam na jego klatce piersiowej, wtulona w niego. Opowiadał co działo się ostatnio, mówił o tym jak Liv przez mój stan nie daje spokoju jego młodszemu bratu, jak każdego dnia ktoś odwiedzał mnie w szpitalu, a on sam bywał tu codziennie. 

W pewnym momencie odczułam niezwykłe znużenie. Szybko zasnęłam, czując jak ten ciągle opuszkami palców rysował na moich plecach jakieś niewidoczne wzroki, co uwielbiałam. Obudziłam się słysząc jakieś rozmowy 

-Amelia chodźmy, niech śpią w spokoju-mówił męski głos 

Niechętnie podniosłam wzrok dostrzegając rodziców mojego faceta. Nieco ospale na nich spojrzałam, lekko unosząc głowę 

-Dzień dobry-odezwałam się z lekką chrypką 

Oboje uważnie na mnie patrzyli 

-Wstawaj-szturchnęłam mojego bruneta 

Ten oplótł mnie ramionami, ponownie przyciągając do siebie 

-Lekarz kazał ci odpoczywać-oznajmił nie otwierając oczu 

Cicho się zaśmiałam 

-Jesteś głupi-wymamrotałam-Twoi rodzice tu są-dodałam, na co podniósł powieki spoglądając na nich 

-Wybaczcie, ale nie zamierzam pozwolić jej wyjść z łóżka-oznajmił nieco wyżej podciągając kołdrę, by było mi cieplej 

-Jasne, przyznam mu rację, że powinnaś póki co odpoczywać-poparła go jego matka, która usiadła na wolnym krzesełku obok 

Za nią stanął jej mąż, kładąc rękę, na jej ramieniu 

-Nawet nie wiesz jak się cieszymy, że już się obudziłaś-Pan Anderson posłał mi życzliwy uśmiech 

-Właśnie, jak się czujesz skarbie?-zainteresowała się jego żona 

-Boli mnie blizna i trochę głowa, ale poza tym naprawdę w miarę dobrze zważając, na to, że od miesiąca byłam w śpiączce-odpowiedziałam kładąc głowę na klatce piersiowej ich syna 

Poprosiliśmy żeby póki co nikomu nie mówili, że się obudziłam, przynajmniej nie tego dnia. Mimo, że nie czułam się najgorzej, no to jednak i tak odczuwalne były wszystkie obrażenia jakie odniosłam. 

Panie profesorzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz