16. Zabawę czas zacząć

4.2K 140 21
                                    

- I tak to wszystko wyglądało. - mowię Veronice, jak zapadła decyzja o przeprowadzce, na co się śmieje. Stara sie wytrzymać i powstrzymać śmiech, ale średnio jej to wychodzi.

- Chłopak ma wyobraźnie. - wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem. Gdyby była obok, to dostałaby po głowie. - Ciekawi mnie, co będziesz msiała zrobić. On to może wszystko wymyślić. Przygotuj się.

- Wiem. Jest nieobliczalny. - przewróciłam oczami - Skoro jeżeli juz pytasz, to i tak nigdzie nnie wyjadę. - powiedziałam sarkastycznym tonem, ponieważ nie zadała mi pytania.

- Jak to nie?

- Nie bedę się wyprowadzać. Nie opuszczę swojego kraju, bo on ma taki kaprys. - zawiązałam ręce na piersiach.

- Tak szczerze to sądzę, że on i tak cię zmusi. Pojedziesz. Jestem tego pewna.- słyszę jej głos po drugiej słuchawce, ale nie skupiłam się na jej słowach.

- Kto ma kaprys? - wszedł powód, przez którego nie zwróciłam uwagę, co do mnie poiedziała Vi.

- Muszę kończyć - powiedziałam jej i od razu się rozłaczyłam, nie czekając na jej odpowiedź. Obróciłam głowę w jego kierunku. Ma ręcznik owinięty wokół bioder i jeszcze przemoczone włosy. Skanowałam jego ciało chyba za długo, poniewaź wleciał na jego twarzy ten specjalny uśmieszek.

- Jeśli coś chcesz, to wystarczy poprosić - chrypnął, po czym podszedł do mnie do łożka. Widzi, że mnie to nie bawi - Ktoś chyba nie ma humoru. Powinienem go chyba zmienić - Nachylił się, ale szybko wstałam. - Jak widzę to ty masz kaprys.

- Mowię jeszcze raz, żeby nie było - spoglądam na niego z góry ostrym wzrokiem - Ja nigdzie nie jadę.

Roześmiał się. Wstał, po czym podszedł do mnie tak, że nasze stopy się stykały. Chciałam odejść o krok, ale złapał mnie za talie, i przysunął do siebie

- Strach cię obleciał? - podniósł jedną brew, na co ja prychnęłam. - Powiedz m i to jeszcze raz.

- Nigdzie nie jadę - zacisnęłąm szczękę i starałam się, aby to wypowiedzieć najlepiej, jak potrafię - Rozumiesz?

- Przerabialismy to.  Wepchnęcię do tego samolotu. Polecisz. Zadbam o to. - walczył ze mną. Gdy zobaczyłam jego twarz pełną powagi to się ugięłam. Poczułam coś dziwnego, kiedy go takiego zobaczyłam. - Tak w ogóle to dzisiaj wyjeżdżamy. - miałam już się sprzeciwić, ale szybko zareagował i pocałował mnie usta. Co za cwaniak.

Chciałam się odsunać, ale on mi na to nie pozwalał i robił co chciał. Trzymał i całował mnie na siłę. Gdy coraz bardziej chciałam się wyrwać, to on napierał jeszcze bardziej.

- Ja zawsze wygrywam, rozumiesz?

***

Moje rzeczy już są w aucie, raczej część z nich. Mamy już jechać, ale nie ma tak łatwo. Widzę przez okno, jak wkładają rzeczy do jeszcze dwóch innych aut. Ochrona musi być. Jedzie z nami dziesięciu jego ludzi.

Usłyszałam moje imię. Woła mnie, że możemy już jechać. Natomiast ja mam inne plany. Wychodzę z tyłu na dwór i szukam innego budynku. Wchodzę do siłowni. Idę dalej przed siebie i kryję się za materacami.

Może i to dziecinne się ukrywać. Normalnie to wyszłabym z tego terenu, ale wokół ogrodzenia są jego ludzie.

Pov Marco

Wołam ją i nie odpowiada. Idę na górę do naszej sypialni. Mowię znowu jej imię, ale ciszej. Nie widzę jej więc wchodzę do łazienki. Nie ma. Wchodzę do garderoby. Nie ma.

Marco! Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz