" Czasami spotykamy na swojej drodze właściwych ludzi o nie właściwym czasie i miejscu. Zbyt złamani i zepsuci od środka. Z bagażem doświadczeń i przeszłością, która wypaliła w nas widoczne piętno. Nie zdolni już do szczerego kochania. Nawet jeśli nasze pokiereszowany organ zwany niegdyś sercem, chciałby chociaż ostatni raz zaznać uczucia miłości. Nawet jeśli miałoby okazać się zbyt ulotnym, nie stałym. Nawet jeśli miałoby doprowadzić to do naszego definitywnego końca istnienia."
***
Ewa
Nie sądziłam, że jestem wstanie na jakiekolwiek poświęcenia względem osoby, która była mi zupełnie obca. No ale chuj w bombki strzelił i stało się! Zobaczyłam w tej dziewczynie dawną siebie... A może to tylko moje pieprzone urojenia? Może to ja sama chciałam widzieć w niej to co straciłam... Sądziłam, że nie wiedziała z czym przyszło Jej się mierzyć. Ten Świat był okrutny. Nie powinna nigdy w niego wchodzić dla własnego dobra. Kto kurwa normalny ryzykuje własnym życiem dla czegoś takiego? Powiem wam! Nikt o zdrowym umyśle! Może i nie postarałbym się aż tak w ukryciu i pomocy Aleks... No ale Jej ciąża... To wszystko zmieniło! I to jak! Nie mogłam pozwolić by ten zepsuty Świat wchłoną kolejna niewinna duszyczkę. Zbyt wiele już widziałam... Zrobiłam również... Nie byłam pieprzona Święta.
Zabijałam.
Okrutnie i długo. Tortury jakim poddawałam swoje zlecenia, traktowałam jako piękną sztukę. Każda rzezń była obrazem innej techniki i finezji. Krzyki moich cyfr, bo nigdy inaczej nie nazywałam swoje zlecenia, stały się symfonią dla moich uszu. Ich skomlenia, błagania napędzały mnie do jeszcze wymyślnych kroków. Kiedy chwytałam w dłonie narzędzie zbrodni, odcinałam się od zewnętrznego Świata. Zostawałam tylko ja i moja kolejna cyfra. Taką mnie stworzono. Byłam perfekcyjna w tym co robiłam i nie miałam sobie równych. Nazywano mnie różnie - Amanozako, Kera, Kostucha... Nie ważne było brzmienie, a to co one oznaczały - Śmierć. To właśnie przynosiłam. Jednak najczęściej nosiłam imię Eva. Nie było zlecenia, które nie zostało by zrealizowane przeze mnie. Zawsze kończyło się tym samym. Widokiem uchodzącego życia w oczach kolejnej liczby.
Ale to było nic za to, że żyje. To dzięki pomocy odpowiedniej osoby i szkoleniu odbytym w Japonii jestem tym czym jestem. Nie przypominam siebie dawnej. Moje włosy zmieniły barwę z ciemnej czekolady na słomiany blond. Przeszłam wiele operacji plastycznych na przełomie tych wszystkich lat by stać się kimś zupełnie nowym. Nawet moje oczy zostały poddane pigmentacji przez co nie są już pięknego odcieniu bursztynu, a niemalże czarne jak noc. Nikt poza osobami wtajemniczonymi nawet by nie spostrzegł tego zabiegu. Wyglądałam nadal naturalnie, ale inaczej. Jedynym śladem po Pilar była blizna na moich plecach, która jako jedyna nie nadawała się do usunięcia. Ale to nic. Każdego pieprzonego dnia patrzyłam na nią. Przypominała mi o tym co za mną i co przede mną. Nie zapomniałam obietnicy jaka wtedy złożyłam myśląc, że umieram. Ale nim zacznę wdrażać swój plan w życie, muszę spłacić dług wdzięczności względem TEGO człowieka.
- Teraz mnie uważnie posłuchasz - skierowałam swoją twarz w stronę zapłakanej kobiety - Nigdy nie powiesz nikomu, kto Ci pomógł. - nie ruszały mnie jej słone łzy. Dawno temu wyzbylam się w sobie współczucia. W tym Świecie każde dobre uczucie było niczym gwóźdź do trumny. Słabością, która łatwo wykorzystać. - Inaczej osobiście przyjdę do Ciebie w najmniej oczekiwanym momencie i sama Cię zabiję.
- Dlaczego mi pomagasz?
- Bo kiedyś ktoś pomógł mi, kiedy byłam w podobnej sytuacji - wiedziałam, że wyznając to, narażamy siebie samą. Nie powinny nigdy paść te słowa z moim ust... Nie pomyślałam. Popełniłam pierwszy błąd za który kiedyś może przyjść mi zapłacić...
CZYTASZ
Eva #4 - Seria Connected
Random~ Nosiłam zbyt wiele masek na swojej twarzy. Perfekcyjnie ukrywając przed otoczeniem moje prawdziwe emocje. Nazywano mnie różnie... Ale znaczenie miało takie samo. Imię jakie mi nadano, odnosiło się do Śmierci. I było tak cholernie trafne... Tam gdz...