23.

238 25 6
                                    

" Wielu wybitnych pisarzy opisuje uczucie miłości jako coś najsilniejszego, nie do zniszczenia. Widocznie żaden z nich nigdy nie poczuł smaku zemsty. To ona napędza nas do działania. Doprowadza do wrzenia krwi w naszych żyłach. Z miłości człowiek jest wstanie zrezygnować w imię wyższej idei, bogactwa czy też dla dobra samego siebie. Z zemsty nie da się wycofać, jeśli chociaż spróbowaliśmy kropli jej smaku. Uzależnia każdego dnia coraz bardziej i nie pozwala nam odpuścić, dopóki nie znajdziemy się na końcu tej drogi. Nie ważne ile ofiar po drodze zostawimy za swoimi plecami. Nie ważne co poświęcimy i jak cholernie mocno nas będzie niszczyć od środka. Kiedy ją zaprosisz do własnego życia, nie ma już odwrotu."

***

Ewa / Meksyk

Plan był wybornie prosty. Musiałam sprawić, by mój ojciec popadł w obłęd nim stanę z nim oko w oko. Chciałam by zapłacił za całe zło jakie wyrządził nie tylko mi, ale również Miguelowi Ángelowi. Mój nieżyjący przyjaciel nie zasługiwał na taki los jaki go spotkał. Był zbyt młody by opuścić ten Świat. Zbyt dobry do życia w półświatku. Nigdy nie powinien pojawiać się w naszym domu. Nigdy nie powinien zbliżać się do mnie... To przez moją krew płynąca w żyłach oddał z siebie ostatnie tchnienie. A mi nareszcie przyszło go pomścić w imię naszej dawnej przyjaźni.

Już pierwszej nocy wymknęłam się z pokoju, który został mi przydzielony, by ruszyć za mury posiadłości. Musiałam wnieść na jej teren rzeczy, które były mi niezbędne do wykonania planu. Począwszy od różnorakiej mniejszej broni, kończąc na pigułkach otumaniajacych umysł, mojego czarnego stroju do bycia niezauważalna i kilku urządzeń. Oczywiście, że nie byłam aż tak głupia, by zostawiać to w moim tymczasowym pokoju. Wiedziałam doskonale, że dom mojego ojca posiadał ogromny strych, robiący za składowanie niepotrzebnych rzeczy. Nikt się tam nie zapuszczał. Przynajmniej kiedyś tak było, kiedy jeszcze tu mieszkałam jako córka Réreza. I to właśnie tutaj zamierzałam się zaszyć, uwczesnie niby opuszczając teren posiadłości i tracąc pracę. Moja dawna gosposia doskonale znała mój nieco zmodyfikowany plan i to właśnie ona mnie wylała, pokazując otoczeniu, że nie przypadkami jej do gustu i nie wypełniam rzetelnie swoich obowiązków.

Dlatego właśnie w tym momencie siedzę na strychu ubrana w swój czarny kombinezon, w tym samym kolorze kominiarkę, obuwie i rękawiczki. Czekam na znak od Luci, że droga czystą i mogę ruszać do paszczy lwa.

Niewielka luna wydobywająca się ze świecy rozproszyla się w oranżerii. Trzy krótkie mignięcia światła i dwa długie. Oznaczało to, że mój ojciec właśnie znalazł się w swojej sypialni bez towarzystwa jakieś kolejnej przypadkowej dziwki. A najważniejsze i najbardziej istotne były ostatnie dwa długie sygnały, które mówiły mi o tym, że w jego żyłach właśnie zaczęła pracować odpowiednia substancja odpowiadającą za halucynacje.

- Idealnie - powiedziałam sama do siebie i naunelam do końca kominiarkę na swoją twarz.

Nic w domu się nie zmieniło na przestrzeni tych lat. No może prócz jakiś mebli czy dodatków. Rozmieszczenie pomieszczeń, układ kamer i patrole ochroniarzy były dokładnie te same. To jakby mój ojciec wręcz prosił się o najechanie na ten dom przez jakiegoś wroga i splądrowanie go doszczetnie. A może była to zuchwałości I zbyt duża pewność siebie ze strony mężczyzny? Czy możliwe by był aż tak spokojny o swoje życie? Jeśli tak to się kurwa zdziwi. Byłam jego córka z krwi i kości. Córka, która stała się jego największym wrogiem i koszmarem w jednym.

- Jedynka do czwórki - usłyszałam męski głos należący do jednego z ochroniarzy ojca - Jak sytuacja na zewnątrz? - to był ten sam człowiek, który lata temu stał najbliżej mojego ojca. Mężczyzna, który nie raz zadawał mi bolesne ciosy z polecenia swojego szefa.

- Cisza i spokój - odparł drugi głos, którego nie kojarzyłam w słuchawce.

Oczywiście, że sama również miałam w uchu podobne urządzenie co ci mężczyźni i podpięte do ich systemu komunikacyjnego. Jeśli informatyk mojego ojca myślał, że jego zapora przeciw włamaniowa jest nie do obejścia to się kurwa zdziwi za kilka dni. Ale mniejsza z tym. Teraz musiałam skupić się na dotarciu do sypialni "Wielkiego Réreza". Nie mogłam się doczekać widoku jego strachu i paniki.

***

- Aserrín aserrán
los maderos de San Juan
piden pan no les dan
piden queso les dan hueso
y se les ¡atora en el pescuezo!
piden vino, si les dan
se marean y se van... - zaczęłam nucić dobrze mi znaną jak i jemu wyliczankę z mojego dzieciństwa.

Mężczyzna leżał na wpół przytomny w swoim ogromnym łożu. Nie widział co się dzieje. Mimo, że jego oczy otworzyły się szeroko na pierwsze wersy wypływające spomiędzy moich warg, jego wzrok nadal pozostawał mętny. Idealnie by nie był pewien czy jestem jego mara czy żywa istota.

- Odejdź. - majaczył kiedy nie przestawałam śpiewać nad jego uchem, leżąc tuż obok - Ty już dawno nie żyjesz! - ale by się zdziwił stary głupiec - Odejdź przeklęta - nie przerywałam dalszego nucenia. - Radzę Ci odejść póki jestem miły.

- Nie jestem mała dziewczynka bojąca się swojego ojca - wypowiedziałam każde słowo z mrokiem w głosie - Jestem Amanozako i zabiorę Twoja przeklęta duszę do piekła Pápa. - złozyłam na jego lekko pokrytym zarostem policzku czuły pocałunek.

- Jesteś tylko moim wyobrażeniem - mówił pod nosem - Ciebie tu nie ma - powtarzał jak pacierz.

Usiadłam na nim w rozkroku i przyłożyłam swóje dłonie do jego szyji na co wciągnął ze świstem powietrze. Zaczęłam zaciskać swoje palce tak by pozostawić na skórze widoczne ślady. Próbował się wyszarpac, lecz narkotyki jakie nieświadomie zażył uniemożliwiały mu obronę. Widziałam jak twarz robi się coraz bardziej czerwona, a gałki wychodzą mu na wierzch. Byłam jak w transie. W umyśle przewijało się wyłącznie jedno zdanie " Zabić! Zabić! Zabić!.." A ja niczego innego w tym momencie bardziej nie pragnęłam jak patrzeć na mojego ojca i obserwować moment kiedy ujdzie z niego życie.

Dopiero jakieś kroki na korytarzu, które były coraz bliżej nas wyrwały mnie z tego otępienia, szaleństwa. Zerwałam się na równe nogi i nim opuściłam sypialnie mojego ojca zdążyłam jedynie powiedzieć :

- Do zobaczenia niebawem Pápa. - obiecałam i wyszłam.

Zapinanie się po wysokim budynku bez zabezpieczeń nie należało do mojego ulubionego zajęcia. Tym bardziej, że stawiałam siebie na świeczniku zważywszy na kolor mojego stroju, a elewacji. Jeśli któryś z ludzi mojego ojca mnie zauważa będą przeszukiwać cały dom wraz ze strychem. Jednak nie mogłam ryzykować, że ten ktoś na korytarzu postanowi wejść do sypialni ojca i mnie zdemaskować. Wyjście drzwiami również nie brałam pod uwagę, a tym bardziej zaatakowanie nieproszonego spacerowicza. Mogła być to jedna ze służek i nie chciałabym mieć któraś z nich na sumieniu. Bo i owszem. Może nie żałowałam żadnej ze swoich ofiar, ale zabicie niewinnej osoby by mi ciążyło. I nikt nie powinien doszukiwać się w tym wszystkim szlachetności czy innych rzeczy. Zabijanie to zabijanie. Nie wazne w imię czego i dla kogo. Tak naprawdę uważam, że nic nie odróżnia takiego płatnego zabójcę od komandosa, agenta. No może jedynie idea. Ale każdy z nas jest tak samo zepsuty. Idea prowadzenia wojny dla pokoju? Błagam was kurwa! Większej bzdury nie słyszałam. Agent grożący rodzinie poszukiwanego przestępcy w imię sprawiedliwości? Jeszcze mu kurwa zaklaskac na stojąco...

Świat jest zepsuty. Jeśli Ciebie doszczętnie nie zniszczy to masz pieprzonego farta.

Ja go nie miałam.

***





Eva #4 - Seria Connected Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz