" Jedynie ludzie, którzy przeszli w życiu nie jedno piekło, są wstanie zrozumieć sytuację drugiego człowieka. Bez oceniania, zbędnych pytań czy pouczania, wyciągnął swoją dłoń i bezinteresownie pomogą. Bo dobrze pamiętają jak smakuje niemoc i uczucie, że jest się zupełnie samemu we własnej niedoli."
***
Ewa/ Szwajcaria
Zatrzymuję się na skrzyżowaniu dwóch głównych ulic i ostrożnie rozglądam się na boki. Po tym co zostawiłam w domu Noah, byłam zmuszona być bardziej czujna niż wcześniej. Nie mogłam w tej chwili sobie pozwolić na rozpoznanie. Nie mogłam zostać powiązana ze śmiercią tych ludzi, a w szczególności mojego ostatniego zlecenia. Miałam na sobie ubrania zupełnie nie w moim stylu. Spodnie dresowe o ciemnym odcieniu szarości luźno wisiały na moim nogach. Czarna, szeroka bluza z jakim mało istotnym nadrukiem chowała moje kobiece kształty. Włosy mocno upięte i schowane pod kaszkietem dla lepszego kamuflażu. Oczywiście nie obyło się bez okularów na moim nosie. Wyglądałam niczym młody chłopiec i na tym właśnie mi zależało. Nawet własny chód przystosowałam do okoliczności.
Nikt nie byłby w stanie mnie rozpoznać, a nawet jeśli to skończyłby na dnie jakiegoś jeziora bądź rzeki z betonowymi butami nim zdołałby poinformować mojego ojca czy Santiago. Nikt nie mógł zakłócić przebiegu mojego planu.
Usiadłam na murku pod jednym z drzew i czekałam. Między czasie sprawdziłam godzinę. Byłam umówiona w tym miejscu na piętnasta dwadzieścia siedem co do minuty. Nigdy nie wybierałam pełnych godzin z racji bezpieczeństwa. Osoba, która miała zaraz się pojawić sama używała tej metody. Gdyby było jakiekolwiek spóźnienie z któreś strony, oznaczałoby to że grozi nam jakieś niebezpieczeństwo i należy wiać.
- Tego jeszcze nie grali - zakpiła siadając niedaleko mnie, wyciągając garść nasion z papierowej torby i rzucając rzerujacemu ptactwu.
- Ciebie również miło widzieć - oparłam sucho i dodając - Babcia? Serio?
- Lepsze to niż jakiś gówniarz - lekko podniosła swój prawy koncik ust, nie odwracając ani razu w moją stronę twarzy. - Ale chyba nie po to się spotykamy.
- Masz to co chciałam? - przeszłam momentalnie do interesów.
- Wątpisz w moje umiejętności po tylu latach naszej współpracy? - zapytała chociaż dobrze znała odpowiedz na to pytanie.
Karolina bo tak miała na imię kobieta siedząca obok mnie, była zaradna osoba w naszym świecie. Nie było rzeczy, która nie byłaby wstanie zorganizować. Począwszy od broni, trucizny, dokumentów kończąc na przydatnych informacjach. Nigdy nie zdradziła mi skąd u niej kontakty na taką skalę, ale ja sama również nie pytałam. Połączyło nas jedno zlecenie wydane na wtedy żyjącego jeszcze premiera Niemczech. Facet obracał się w szemranym towarzystwie i dzięki "współpracy" z głowami rodzin mafijnych, był nie do zdjęcia. Do czasu...
Wyrok na tego człowieka wisiał bardzo długo. Nikt nie miał odwagi przyjąć zlecenia. W tym ja sama również. Nikt o zdrowym rozsądku nie porywał by się na kogoś takiego. Jednak pewien późny wieczór to zmienił.
Karolina odnalazła mnie w moim barze. Musiała od bardzo dawna mnie oczekiwac z racji długiego terminu wynajmu pokoju w pobliskim motelu. Sama sprawdzałam. Pojawiła się u mnie w progu mojego azylu i oznajmiła "Jeśli go nie zabijesz, nadal będzie brutalnie krzywdził niewinne kobiety". Chciała zagrać mi na emocjach. Dobrze to wiedziałam.
CZYTASZ
Eva #4 - Seria Connected
Random~ Nosiłam zbyt wiele masek na swojej twarzy. Perfekcyjnie ukrywając przed otoczeniem moje prawdziwe emocje. Nazywano mnie różnie... Ale znaczenie miało takie samo. Imię jakie mi nadano, odnosiło się do Śmierci. I było tak cholernie trafne... Tam gdz...